sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 6

    Przepraszam za to, że tak wyjątkowo długo musieliście czekać, ale wszyscy uczący się znają tą męczarnię z okresem końca roku - masakra. Ogólnie to ten rozdział skończyłam pisać dzisiaj o 4 rano, ale net dostałam dopiero teraz w swoje ręce. Tak wchodzę i czytam anonim " Kiedy będzie następna notka?". Chcesz - masz...ha. Bez przeciągania miłego czytania

                  
                                                                                                                                  Kira

Komentujcie
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



       - Od dziś macie w klasie nowego ucznia - wszedł do klasy - to jest Isa... - przerwał kiedy zobaczył, że chłopak oparł się o ścianę na korytarzu - Wybacz, ale czy ty zaproszenie nie dotarło? Może wysłać jeszcze raz ? - uśmiechnął się złośliwie dyrektor do blondyna, który opuścił głowę i uniósł jeden kącik swoich ust, bo uśmiechem to bym tego nie nazwała i pewnym siebie krokiem wszedł do klasy. Dziewczyny lekko zagryzały wargi w uśmiechu i zaczęły szeptać między sobą, za to męska część klasy patrzyła na niego albo znudzonym albo wręcz zabójczym wzrokiem. Co się dziwić, Isaac był niczego sobie więc mógł zdobyć całkiem spore grono fanek, co reszcie nie było na rękę, bo dziewczyny w tej szkole to jakaś 1/3 część szkoły - mógłbyś ? - powiedział dyrektor przykładając tym samym rękę do skroni po czym odsunął ją od siebie dając tym samym do zrozumienia, żeby chłopak zdjął okulary. Tak też oczywiście zrobił - Dobrze więc mógłbyś się przed.... - nie dokończył bo zobaczył jak chłopak podchodzi do ostatniej ławki koło okna i zajmuje miejsce. Jego czyn wprawił  wszystkich w osłupienie, bo jak można tak się zachowywać w obecności dyrektora - skąd ten dzieciak się urwał... za grosz kultury - mniej więcej takie myśli zawitały w głowie reszty uczniów.


       - Nie zależy mi na tym, ale jeżeli tak bardzo Panu na tym zależy, to niech pan sam to zrobi - powiedział kładąc się na ławce i zawiesił swój wzrok na nauczycielu czekając na jego reakcje.

       - Co za bezczel.... - zaczął nauczyciel, ale dyrektor przerwał mu gestem dłoni.

       - Zostaw i nie zwracaj na to uwagi - powiedział nabierając głęboki wdech

       - Dlaczego, przecież - ten znów nie dał mu dokończyć

       - Rozkazy z góry - rzucił mu tajemnicze spojrzenie, na co tamten lekko uniósł brwi i na powrót popatrzył na chłopaka, który teraz wpatrywał się w przestrzeń za oknem.

       - Dobrze, rozumiem - powiedział i chwycił za wskaźnik do mapy po czym usiadł na biurku i oparł go na ziemi między nogami.

       - A więc tak, ten ów nowy uczeń ma na imię Isaac i jest on trochę od was młodszy więc zaopiekujcie się nim jak na starszych przystało, zrozumiano? - zapytał stanowczo

       - Tak, oczywiście - powiedzieli wszyscy, po czym głos zabrał jakiś chłopak - ale chwila, to chyba jakaś pomyłka... jak to młodszy przecież my jesteśmy na pierwszym roku i z tego co wiem to nie ma młodszych w tej szkole... - zapytał uczeń w ten sam sposób powodując, że nawet najbardziej znudzona lekcją część klasy spojrzał na dyrektora.

       - Bo nie ma, ale on jest wyjątkiem - powiedział, przejeżdżając ręką po głowie

       - Ile on ma lat ? - zapytał zaciekawiony, a jednocześnie zdenerwowany chłopak. Nienawidził specjalnego traktowania wobec siebie, albo kogokolwiek.

       - Czternaście - powiedział krótko, po czym wszyscy zamilkli i spojrzeli na Isaac'a, który już spał na ławce, głową skierowaną do ściany - na mnie już pora, po za tym wy macie materiał do zaliczenia, więc nie przeszkadzam - podszedł do drzwi - i pamiętajcie co mówiłem, macie się nim opiekować - skinął jeszcze nauczycielowi po czym opuścił kasę.

       Po wyjściu dyrektora Pan Takana, bo tak właśnie miał na imię blond-włosy nauczyciel, od razu przeszedł do prowadzenia lekcji. Mówił coś o początku upadków aniołów i o pierwszych wojnach jakie stoczyli, jakie straty wtedy odniosły obie strony i o wielu innych rzeczach. Jak już pewnie wywnioskowaliście był to nauczyciel historii, oczywiście historii nieba i piekła, a nie Europy czy Azji. Przez całą lekcję Isaac tylko raz usiadł jak należy, ale trwało to może jakieś dwie minuty. to było w tym samym momencie kiedy jakaś dwójka chłopaków zażartowała sobie z jednego, w taki sposób, że chłopakowi siedzącemu prosto niemal jak szlachcic pociągnęli za nogi od krzesła, a chłopak z wielkim hukiem wylądował na podłodze. Jednak nie to go obudziło, lecz krzyk nauczyciela, który wywalił dwójkę do pedagoga, a ich "ofiarę" ( bo tak na prawdę byli dobrymi przyjaciółmi ) do szkolnego medyka.

       Isaac dalej leżąc na ławce czekał na koniec lekcji, nie dlatego, że był znudzony lekcją, chociaż przerabiał już niektóre powiedziane przez nauczyciela rzeczy, bowiem lubi tego słuchać, ciekawiło go to. Po prostu było mu tak wygodniej, więc pozostał w takiej pozycji do końca lekcji. Po jednej i pół godziny zadzwonił wyczekiwany przez wszystkich dzwonek, wszystkich po za Isaac'kiem, bowiem z tego co się dowiedział od Zadkiel'a ma teraz matematykę później lekcję magii, następnie medycynę, jedno okienko, teorie w walce i dwie lekcje praktyki w walce. Do tego jeszcze te baby, które przez cały czas się na niego gapiły, a kiedy on rzucił na nie wzrokiem to tylko się odwracały i zaczynały chichotać. Na samą myśl, że ma mieć tak zaharowany dzień odbierała mu jakiekolwiek siły do życia, a najbardziej załamywało go to, że tak ma być codziennie. Z zamyślenia wyrwał go głos jakiegoś czerwono-włosego chłopaka, o takich samych oczach, który z wielkim entuzjazmem zaczął mówić.

       - Jestem Reita - wystawił blondynowi rękę jednak ten dalej tylko na niego spoglądał - a to jest Ren - pokazał na czarno-włosego z fioletowymi oczami, który stał z poważną i nieco ponurą miną po jego prawej - a to Isei - objął ręką niebiesko-włosego chłopaka po lewej, który wyglądał poważnie jak i lekko nieśmiało - mamy teraz matme więc może pójdziesz z.. - nie dokończył, bo Isaac wstał i stanął jakieś trzydzieści centymetrów od niego.

       - Sorry, ale nie jestem debilem i umiem rozróżnić numery klas, więc jednak nie skorzystam z pomocy, ale dzięki że spytałeś - na ostatnią część uśmiechnął się wrednie i ruszył przed siebie. Kiedy szedł czuł na sobie spojrzenia wszystkich ludzi znajdujących się w okół. Był bardzo zdziwiony, że w tak dużej szkole robią takie halo z nowego ucznia. W chwili kiedy rzucał im spojrzenia oni od razu się wycofywali i odwracali głowę. Słyszał tylko jak mówią " To on, ten nowy" albo " Nie patrz się na niego, słyszałeś co zrobił ". Na początku był zdziwiony ich zachowaniem, jednak już po chwili zaczęło go to bawić.

       - Ej ty, nowy....

     
                                                                              ***



       Na sali panowała cisza. Wszyscy ze zdenerwowaniem wyczekiwali przybycia króla. Luna opierał się o okno i obserwował spokój panujący na zewnątrz. Po ostatniej wizycie Gabriela zaczęły się ataki na armię demonów, zwłaszcza na jego 36 legion, był najmniej liczny bowiem znajdował się w jednym z najbardziej odległym aniołom miejscu, w pałacu Lucyfera. Wiedział co anioł miał na celu, przynajmniej tak mu się zdawało. Uśmiechnął się lekko kiedy przypomniał sobie jego wyraz twarzy na widok syna, który powiedział " Nie zabijesz go ". Poszerzył swój uśmiech jeszcze bardziej, kiedy stanęła przed nim twarz Isaaca, lecz po chwili spoważniał, dalej był na siebie zły za to co się stało, ale co zrobić czasu nie cofnie.  Teraz jedyne co mu pozostało to czekać na odpowiedni moment i wtedy.....Wyrwał się z zamyślenia, kiedy poczuł ciemną i silną aurę. Jako pierwszy wiedział, że przebył i jest coraz bliżej, bowiem znał go od urodzenia i spędza z nim mnóstwo czasu, więc już zapamiętał to i owo. Wszyscy spojrzeli na drzwi, które zaczęły się otwierać ukazując czarną postać. Wstali z siedzeń i uklęknęli na jedno kolano, pochylając głowę do ziemi i czekali do czasu aż ten nie zajął swojego miejsca, zaraz po nim zrobili to samo.

       - Co cię martwi ? - zwrócił się do siedzącego już obok Lunę, który nawet na niego nie spojrzał tylko powiedział smutno.

       - Ataki... - kłamał oczywiście, myślał w tej chwili o chłopaku, o tym co teraz robi, o tym że chciałby być z nim w tej chwili, a najbardziej to martwił się o to jak znosi zadane mu rany przez Lucyfera, wiedział bowiem, że najmniejszy dotyk demona jest dla niego niczym zatruta strzała, wręcz zabójcza. Lucyfer widząc jego minę zaśmiał się lekko.

       - Nic mu nie jest... - Luna znieruchomiał, wiedział że demon jest spostrzegawczy, ale jak...chwila, co on powiedział - pomyślał chwilę - skąd on?

       - Pozwól na chwilę - powiedział Lucyfer idąc w kierunku wyjścia, Luna wraz z Mamonem podążył za nim. Weszli do ogrodu, bogatego w przeróżne kwiaty, ale przede wszystkim w róże. Król wraz z Luną zasiedli na kamiennym kamiennych schodach przez, które można było wejść na podest. Zazwyczaj podczas jakichś obrad kiedy nie siedzieli w sali przychodzili tutaj. Lucyfer stał na podeście a reszta stała, albo siedziała przy podeście lub rzeźbach znajdującym się przy nim. Mamon natomiast zniknął za drzwiami jakiegoś starego, drewnianego domu nad, którym wił się korzeń drzewa.

       - Myślisz o nim - Lucyfer uśmiechnął się zmysłowo unosząc brwi do góry, ręce miał splecione na brzuchu i opierał głowę o wyższy schodek, kiedy zobaczył zmieszanie Luny pokiwał głową z rozbawienia - Już ci mówiłem, że nic mu nie jest...

       - Skąd... - nie skończył, bo drugi mu przerwał

       - Mamon - w tej samej chwili, demon wyszedł z domu. Król z Luną weszli na podest, a za nimi ów demon, zapomniałam dodać, że na środku tego podestu znajdowało się szklane naczynie stojące na pięknie rzeźbionej, szczerozłotej nodze. Cała trójka zebrała się przy nim, a Mamon wlał do niej czerwoną zawartość małej buteleczki jaką ze sobą przyniósł. Na znak Lucyfera demon chwycił Lunę za rękę, przyciągnął nad naczynie i przeciął sztyletem jego dłoń, z której poleciła czarna krew. Luna chciał coś powiedzieć, ale Lucyfer spojrzał n niego na wznak tego, żeby zrezygnował z tego - jak też zrobił. Mamon zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie. Już po chwili w naczyniu zamiast czarnej krwi, powstała czysta woda, a następnie jakiś obraz, który z sekundy na sekundę stawał się coraz wyraźniejszy. Luna otworzył szerzej oczy kiedy zobaczył Isaac'a. Nie mógł uwierzyć w to co widzi, niemal od razu przeminął smutek i pojawiło się pożądanie.

       - Uspokój się - Lucyfer zaśmiał się widząc jego wręcz wygłodniałe spojrzenie. Nie sądził, że tylko po tym jak go ujrzy, aż tak go zapragnie.

       - Ale jak mam to niby zrobić ? Jak nad tym zapanować ? Nie potrafię tego - zapytał nie wyrażając już żadnych uczuć Luna.

       - Nie da się... Pragnienia nie powstrzymasz do póki go nie zaspokoisz, ale jak na razie możesz jedynie je wzmocnić lub osłabić. Wszystko zależy od ciebie. Wiem co czujesz, ale.... - drugi demon wtrącił mu się

       - Właśnie nie wiesz... Nie masz swojej omegi i nie wiesz jakie to uczucie... - przerwał na chwilę kiedy zobaczył, że Lucyfer ze spojrzeniem pełnym tęsknoty i smutku opuścił głowę - chwila... nie masz swojej omegi, prawda ? - demon podniósł na niego wzrok - Jakim cudem. Przecież nigdy nic nie mówiłeś. Więc gdzie on jest ? - zapytał ze zdziwieniem

       - U siebie - uśmiechnął się lekko

       - Czyli gdzie ? - był lekko poddenerwowany tym, że demon nic mu na ten temat nie wspomniał, a teraz jeszcze żartuje sobie z niego

       - W niebie... -  uniósł głowę i przymknął na chwilę powieki, po czym zaczął nabierać powietrze w płuca.

       - Anioł - ogarnęło go jeszcze większe zdziwienie - Ale jak ? Dlaczego ? - przerwał i przetarł dłonią oczy - Dlaczego go stamtąd nie zabrałeś? Jesteś królem i masz wystarczającą moc, żeby...

       - To nie jest takie proste... - zaczął - on również nie jest taki słaby jak ci się wydaje... można by powiedzieć, że jest równie silny co ja

       - Żartujesz? - zapytał cicho, ale nie otrzymał odpowiedzi - Żartujesz, prawda ? Proszę cię powiedz, że tak.... - zapytał krzycząc, po czym na powrót trochę się uspokoił - kiedy go spotkałeś ?

       - Kiedy się urodziłem - Luna zamarł, był prawie pewny kto jest jego omegą. Jednak musiał to usłyszeć, ale bał się zapytać, nie on bał się usłyszeć odpowiedzi

       - Jak ma na imię - przełknął ślinę i wstrzymał oddech

       - Gabriel - powiedział krótko, powodując tym samym, że Luna zachłysnął się powietrzem.

       - eee.... Ja...Nie wiem co powiedzieć... Jak długo o tym wiesz ? - nie mógł wykrztusi z siebie ani słowa. Sądził, że to wszystko to jeden wielki sen, z którego nie może się obudzić.

       - Kiedy go spotkałem pierwszy raz po swoim upadku - powiedział i ruszył w stronę jakiejś rzeźby anioła o którą się oparł - Kara Boga... dobrze wiedział, że mi na nim zależy, a mimo to połączył nas w tak bolesny związek. Cóż, mówi się trudno - uśmiechnął się nostalgicznie.

       - Dlaczego więc... - nie dokończył, bo Lucyfer wtrącił mu się.

       - Go nie zabrałem ze sobą ?- dokończył  za niego - bo nie mogłem mu tego zrobić... Kiedy mrok zaczął mnie pochłaniać czułem ból... cierpienie. Myślisz, że chciałem żeby on czuł to samo ? To prawda, pragnąłem go ponad wszystko, ale powstrzymywałem się dla niego i robię to do dzisiaj. Chcę żeby tu był, ale tak jest lepiej dla niego. W końcu zrozumiesz Luna i zaczniesz przekładać jago dobro ponad swoje, nie zważając na to, że on cię znienawidzi i będzie chciał zabić... Na zawsze pozostanie najważniejszy - nastała chwila ciszy, a Lucyfer podszedł z powrotem do Luny - Teraz możesz go jedynie obserwować

       - Ale jakim cudem ja....

       - Powiedzmy, że w tej samej szkole jest pewna osoba, której przestało się podobać działanie tak zwanego Boga i zwrócił się z prośbą do mnie. Przedstawiłem mu propozycję, żeby użyczył siebie, a raczej swoich oczu i zbliżył się do Isaac'a, a w zamian otrzyma stanowisko w mojej armii.

       - Mogę na niego patrzeć cały czas ? - zapytał lekko szczęśliwie Luna

       - Tak, ale musisz co jakiś czas robić przerwy, ponieważ twoja aura zacznie być widoczna po pewnym czasie. I nie martw się zaklęcie jest tak dokładne, że tylko ty jesteś w stanie go zobaczyć - powiedział Mamon i opuścił ogród wraz z Lucyferem, który złapał go za ramię i z rozbawieniem dodał

       - Tylko nie siedź tu za długo....



                                                                             ***
    


       - Ej ty, nowy - powiedział jakiś brązowowłosy chłopak o zielonych oczach, na co Isaac odwrócił się - chodzimy razem do klasy, jestem Yun a to Haru - wskazał kciukiem na czarno-włosego chłopak obok, od którego biła niesamowicie złowroga aura - jestem przewodniczącym i w imieniu całej klasy chciałbym żebyś był naszym przedstawicielem w dzisiejszych, co miesięcznych zebraniach szkoły...

       - Nie dzięki - powiedział opryskliwie i obróciwszy się na pięcie poszedł przed siebie, jednak Yun nie miał zamiaru popuścić i podążył za nim

       - No weź nie bądź taki - złapał go za rękę - przecież nic na tym nie tracisz, będziesz musiał tylko zdać raport klasy, który dostaniesz na papieże i tyle - Isaac przewrócił oczami

       - Dobra niech ci będzie... - powiedział i ruszył we wcześniejszym kierunku,  słysząc jak brązowowłosy krzyknął jeszcze - Dzięki - Isaac zrobił jakieś trzy kroki i wpadł na jakiegoś chłopaka, który pojawił się z za rogu.

       - Ha, kto by pomyślał, że to ty jesteś tym przerażającym nowym uczniem - blondyn usłyszał znajomy głos - Yoshiro mówiłem ci, że oni wyolbrzymiają fakty - teraz już wiedział do kogo należy owy głos - no mały powiedz coś - wyciągnął rękę i zmierzwił jego włosy

       - Odpieprz się, jasne - blondyn odrzucił jego rękę od siebie. Chłopak lekko spoważniał i po chwili zaśmiał się. Chciał mu jeszcze chwilę podokuczać, ale jego przyjaciel rzucił mu karcące spojrzenie, więc powiedział tylko

       - Nie powinieneś  mówić takim tonem do przewodniczącego samorządu uczniowskiego Isaac - zdenerwowany chłopak ruszył szybkim krokiem pod kolejną salę lekcyjną.

       - Shusei, Yoshiro siema - krzyknął Yun, podszedł do nich wraz z Haru i zacisnął mocny uścisk na na ich szyjach. Chłopcy nie mal równocześnie odsunęli się od niego

       - Spadaj - powiedział ze zdenerwowaniem Shusei, krzywiąc się przy tym lekko

       - Spokojnie, chciałem tylko zgłosić jakiego mamy przedstawiciela - Na te słowa Shusei  uśmiechnął się i powiedział

       - No to słucham, kogo wybraliście? Ren'a? Isei'a? Czy może... - przerwał swoje pytanie, bo zielonooki wtrącił mu się

       - Isaac'a - na twarzy Shusei'a pojawił się pogardliwy uśmiech, po czym przystawił twarz do jego i wyszeptał

       - Tak jak myślałem, Yun. Przecież tak wredna żmija jak ty wykorzystuje każdą okazję żeby się zabawić. Znalazłeś sobie nową zabaweczkę? - rzucił okiem na ludzi stojących w korytarzu, po czym kontynuował - Nawet nie wiesz jak marzę żebyś upadł, wtedy z wielką satysfakcją mógłbym cię zabić - Yun'a przeszedł dreszcz, a Shusei odsuną się od niego z pozornym uśmiechem - Więc Isaac tak? - zaśmiał się jeszcze i wraz z Yoshiro poszedł po dalsze spisy przedstawicieli klas.



                                                       
                                                                                 ***



      Isaac siedział teraz skupiony całkowicie na lekcji medycyny, kiedy usłyszał dzwonek. Wszyscy jak opętani wybiegli z klasy, a on na samum końcu wręcz ślimaczym tempem poszedł do swojego pokoju o numerze 256. Wszedł do środka, zamknął drzwi kluczem, który na poprzedniej lekcji dostarczył mu jakiś nauczyciel i opadł bezwładnie na łóżko, nastawiając budzik, który miał zadzwonić za dokładnie 30 minut. Był tak zmęczony, że zasnął niemal od razu, marząc o tym żeby te pół godziny trwało wiecznie. Została niecała minuta do zadzwonienia budzika, który miał wyrwać go ze snu w pozycji embrionalnej i postawić na nogi. Chłopak, żałował bowiem, że się zgodził zostać tym całym przedstawicielem, bo musiał iść z powrotem ze swojego dormitorium do akademika tak jak na dwie ostatnie lekcję, a jak się wcześniej dowiedział miały być one odwołane, a na spotkanie morze przyjść kto tylko będzie chciał. On by oczywiście nie przyszedł.

       Po chwili jednak w całym pokoju rozległ się dźwięk dzwonka, a Isaac z zaspanymi oczami usiadł na krześle, po czym zlustrował drugie łóżko znajdujące się w pokoju i przez chwilę zastanowił się kim będzie jego współlokator. Wyrwał się jednak z zamyślenia kiedy spojrzał na zegarek i spostrzegł, że zajęło mu to prawie dziesięć minut, a za pięć ma być na  jakiejś arenie czy czymś tam - Co to mają być jakieś Igrzyska Olimpijskie - pomyślał i zaśmiał się mimowolnie. Sam nie wiedział kiedy znalazł się w wyznaczonym miejscu, gdzie czekał na niego nauczyciel.

       - No na reszcie, byłem pewien że nie przyjdziesz - powiedział białowłosy mężczyzna o żółtych oczach, który był jego wychowawcą - Nie ma czasu żebyś się przebierał, więc wychodzisz tak jak stoisz - powiedział i pchnął go do środka, po czym wszedł za nim.

       Isaac zaniemówił kiedy znalazł się na arenie, była ona bowiem wręcz identyczna jak ta, którą budowali kilkaset tysięcy lat temu tyle, że od wewnętrznej strony trybun rozciągała się metalowa krata. Isaac zaczął się rozglądać na wszystkie strony i powoli zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Czuł, że już to kiedyś widział, że widział już tych wszystkich ludzi i nagle sobie przypomniał, że śnił o tym jakieś trzy lata temu. Wtedy pamiętał tylko to, że obudził się z straszliwym krzykiem i płaczem, a teraz przypominał sobie powoli jego treść, przynajmniej jakieś urywki. Zamknął oczy kiedy usłyszał w głowie jakiś głos " Nie bój się rzeczywistości, a zacznij nią żyć. Wtedy zmienisz bieg czasu ". Wrócił na jawę kiedy poczuł szarpnięcie nauczyciela. W tej chwili spostrzegł, że stoi na samym środku obok kilkunastu przedstawicieli innych klas i ich nauczycieli, którzy przyglądają mu się z zaciekawieniem. Przeraził się kiedy przed oczami stanął mu widok wszystkich, skąpanych we własnej krwi. Znów usłyszał głos, a raczej głosy, które były całkowity przeciwieństwem poprzedniego, były zachrypnięte i śmiały się szyderczo po każdym wypowiedzianym zdaniu "jesteście martwi", "będziecie nas błagać o szybką śmierć", "kiedy drzwi się zamkną nikt was nie uratuje" "słyszysz nas synu Gabriela, ale nawet ty nas nie powstrzymasz" i na koniec ten śmiech, po czym znowu usłyszał ten męski i spokojny głos "Walka jest twoją siłą, więc walczy i wygraj" teraz już Isaac jedyne co słyszał to swój oddech i bicie serca. Spojrzał gdzieś na ten cały tłum i zobaczył zatroskaną twarz Zadkiel'a, na co zacisną mocno pięści i przełkną ślinę. Uspokoił się już całkowicie i zaczął obserwować wszystko co się dookoła dzieje starając sobie przypomnieć swój sen. Jak chciał tak się stało, bo po chwili drgnął kiedy stanęła przed nim wizja demona, który pozbawia życia jakiejś trójki chłopaków, odruchowo złapał się za gardło.  Spojrzał przed siebie i zobaczył dyrektora, który omawia zasady dzisiejszego "zebrania". Z powrotem spojrzał na widownię i zobaczył Nitael'a, Ithan'a oraz Mikael'a, którzy również spoglądali na niego z obawą, bowiem martwiło ich jego zachowanie, zwłaszcza iż wiedzieli, że jego myśli nie raz się sprawdzają. Chłopak na powrót się zdenerwował i zaczął się rozglądać, kiedy poczuł kolejne szturchnięcie.  Zobaczył, że uczniowie wybierają broń, więc on zrobił to samo. Do pasa, którego dostał od nauczyciela włożył kilka sztyletów i jeden miecz, a drugi chwycił w dłonie. Po chwili spostrzegł, że wszyscy opuścili arenę zamykając wszystkie drzwi, a jakiś nauczyciel wzniósł barierę ochronną, przez którą nic się nie wydostanie. Pomyślał, że teraz nie ma już odwrotu, że wszystkie karty zostały już rozdane, więc trzeba zacząć w grę.

       - Wasza trójka spieprzać stąd, ja tu stoję - powiedział Isaac, a chłopcy mimo iż byli starsi, bardzo się stresowali walką i nie kłócili się z nim tylko zrobili to co kazał. Po chwili brama otworzyła się i nastała cisza. Isaac pochwycił drugi miecz i zaczął wsłuchiwać się na nowo w swoje bicie serca i oddech. W twj chwili nic nie miało znaczenia, tylko walka. Zamknął oczy i znów to zobaczył ten sam obraz. Otworzył oczy i od razu zobaczył wcześniejszego demona, więc ruszył w jego stronę i jednym zamachem pozbawił go tym samym głowy jak i życia. Zrobił to z taką siłą, żę znalazł się w takiej pozycji jakby rozciągał swoje nogi ; jedną miał ugiętą, a drugą wyprostowaną. Wstał i otarł swoją twarz po której spływała krew, którą w ogóle się nie przejmował. Na powrót zamknął oczy i czekał na kolejną wizję, i zobaczył, ale zareagował trochę za późno, bo demon zaczął już rozszarpywać ciał jednego chłopaka, który próbował się bronić, ale nie dał rady. Jednak Isaac ruszył mu z pomocą i od tyłu rozciął demonowi cało klatkę piersiową, a ten padł na ziemię, blondyn go nie zabił, bowiem miał kolejną wizję i tym razem nie mógł się spóźnić. Stanął przed jakimś chłopakiem i wystawi miecz na wysokości głowy, a już po chili spotkały się dwa ostrza i zaczęła się walka. Najpierw demon przyparł chłopaka do muru ten jednak drugim mieczem przebił mu brzuch, co praktycznie nic nie dało, bo demon był silniejszy. Nachylił się nad nim i wyszeptał

       - Wiem, że należysz do niego, ale możemy się trochę zabawić - zaśmiał się i poczuł jak chłopak ponownie trafił go w brzuch tylko, że tym razem bliżej serca. Demon odsunął się jednak blondyn szedł za nim. Zaczęli walczyć na miecze, aż w końcu demon znalazł się na ziemi. Wtem Isaac podszedł do niego, położył nogę z mieczem na jego gardle, nachylił się i powiedział z wściekłością

       - Zapamiętaj to sobie. Ja należę tylko i wyłącznie do siebie - pchnął miecz i zabił go. Podszedł do chłopaka na którego wcześniej rzucił się demon i ściągną z niego koszulkę po czym rozdarł ją i przewiązał wokół rany, aby powstrzymać krwawienie. W tej chili nauczyciele wiedzieli, że jest coś nie tak i zdjęli barierę po czym wszyscy opuścili areną, a kiedy Isaac miał zrobić to samo naszła go kolejna wizja. Zamknął wejście na arenę i stanął na jej środku.

       - Co ty wyrabiasz? Wyjdź stamtąd - powiedział jego wychowawca - to nie jest zabawa...

       - Wznieś barierę - powiedział zimno

       - Co? - zapytał zdziwiony, a chłopak obdarzył go morderczym spojrzeniem i powiedział

       - Zaraz pojawi się kolejny demon, więc jak nie chcesz żeby wszyscy zginęli to wznieś tą cholerną barierę - wysyczał, a kiedy zobaczył zmieszanie nauczyciela, wrzasnął - Zrób to - nauczyciel sam nie wiedział czemu, ale posłuchał chłopaka, który na powrót zamknął oczy i naszła go wizja, ale była strasznie niewyraźna i nie widział w ogóle demona tylko ciemną aurę. Otworzył oczy i zobaczył jak zbliża się do niego mężczyzna o brązowych włosach  i czerwonych oczach od których nie mógł oderwać wzroku. W tej chwili wszyscy na arenie wpadli w panikę, jak tak wysokiej rangi demon mógł się tutaj znaleźć. Na razie napisze tylko, że był on jednym z książąt piekielnych.

       - Isaac uciekaj - krzyknął Zadkiel, a chłopak rzucił mu tylko puste spojrzenie

       - Nie posłucha cię, jest pod wpływem mojego uroku, więc nie ważne co zrobisz on cię nie posłucha, co ja mówię on nikogo nie posłucha - zaśmiał się i przejechał dłonią po twarzy chłopaka, obchodząc go dookoła - Idziemy, poznasz swój nowy dom, bez obaw na pewno ci się spodoba - chłopak zrobił dwa kroki i zatrzymał się. Walczył z nim z całych sił, kiedy przypomniał sobie te słowa "Walka jest twoją siłą, więc walczy i wygraj". Zaczął przejmować kontrolę nad swoim ciałem i udało mu się to.

       - Idziesz czy mam ci w tym pomóc - powiedział brązowowłosy i odwrócił się i zobaczył jak chłopak rzucił w jego twarz sztyletem, a ten wbił się w czaszkę pomiędzy oczami. Jednak pomimo zaskoczenia i zaciekawienia chłopakiem nic innego nie wywarło na nim wpływu, bowiem był on za silny i można go było zabić jedynie przebijając serce. W mgnieniu oka znalazł się przy chłopaku i rzekł mu do ucha - Już wiem co Luna w tobie widzi... i mi też się to podoba, więc będę cię obserwował. Do zobaczenia - ostatnie zdanie krzyknął w mniej znanym języku demonów, który jak ten się nie spodziewał Isaac znał.

       - W innym świecie - mówił w jego języku. Demon odwrócił się zdziwiony i po chwili rzucił wzrokiem na Mikael'a po czym uśmiechnął się

       - Jak sobie życzysz - mówił wciąż nie spuszczając wzroku z Mikael'a po czym podniósł sztylet na którym była jego krew i zaklęciem skierował go  stroną blondyna przecinając mu ramię - A to tak na pamiątkę naszego pierwszego spotkania - zmrużył oczy i skinął głową na pożegnanie op czym zniknął za wrotami, które zamknęły się.

       Isaac upuścił miecz i opadł na kolana trzymając się  za ranę do której dostała się krew demona. Wiedział, że po takiej ranie zostanie blizna, bo nie dało się ich do końca wyleczyć. Działało to jednak tylko w jedną stroną, bo jeżeli krew anioła dostanie się do organizmu demona to jest ona niemal, że wchłaniana przez niego. Ponoć to dlatego, że krew demona jest tak brudna, że splami nawet ciało anioła. Nauczyciel opuścił barierę, a Zadkiel jako pierwszy znalazł się przy chłopaku, wziął go na ręce i zaniósł do swojego gabinetu gdzie opatrzy jego rany i dał mu leki, po czym Isaac zasnął.

                                
                                                                            ***


       Luna stał w ogrodzie nad naczyniem i kiedy zobaczył, że jego mały aniołek zostaje zraniony przez tego demona powiedział wściekłym głosem.

       - Zabije cię, zabije za to co mu zrobiłeś....











sobota, 24 maja 2014

Rozdział 5

       Nareszcie napisałam nowy rozdział i szczerze to mi wieje nudą, życzę miłego czytania. A i .Chou(蝶)Erie.
chyba się nie obrazisz ja będę pisać imiona tak jak ty, bo masz rację tak wygląda ładniej, ale jak ci to przeszkadza w kom. a zmienię i nie pisz więcej, że "tracę swój cenny czas", ba ja jestem zwykłym typem zapewne tak samo jak ty i reszta tego świata więc jestem tyle samo warta co inni. Żeby ni było nieporozumień jak pisałam to wyżej to nie byłam zła albo coś :) Jak będą jakieś informacje niezgodne z poprzednimi rozdziałami to piszcie w komentarzach, bo do tego opowiadania miałam tyle pomysłów, że nie wiem co napisałam a co nie.

Komentujcie :)


                                                                                                                                       Kira


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




       Isaac zaczął się budzić czując lekkie pieczenie w okolicach łopatek. Leżał na brzuchu z rękami wyprostowywanymi po obu jego stronach. Poruszał leniwie głową, która wraz z resztą ciała spoczywała na płaskiej i twardej powierzchni. Nagle poczuł jak coś rwie go po kościach w miejscu wcześniejszego pieczenia, podniósł się gwałtownie podpierając się rękoma. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się wraz z Zadkiel'em w gabinecie lekarskim w swoim domu. Na jego twarzy pojawiła się ulga i powrócił do pozycji leżącej tym razem kładąc się na dłoniach, które zaczął zaciskać kiedy jego opiekun ponowił wcześniejszą czynność.

       - Co robisz ? - zapytał spokojnie blondyn wpatrując się w niebieskookiego.

       - Zmieniam ci opatrunek, nie widać ? - odpowiedział niebieskowłosy, który był zły na chłopaka, że naraził się na kolejne niebezpieczeństwo

       - Widać, ale dlaczego zdzierasz mi kości ? - Isaac wymruczał lekko żartobliwie chcąc poprawić nieco humor Zadkiel'owi co mu cię jednak nie udało.

       - Bo po tylu dniach rany ci się nie zabliźniają, a ja muszę jak już mówiłem zmieniać ci opatrunki, które przyklejają się do skóry. A co do ran to masz głębokie zagłębienia w miejscu zakorzenienia skrzydeł przez co nie możesz ich wysuwać chyba, że " zdzieranie ci kości " nie bolało aż tak bardzo - powiedział i zarzucił złowieszczy uśmieszek.
Tak dla wyjaśnienia te "zakorzenienie" skrzydeł to było miejsce pod skórą w okolicach łopatek, w którym kości ciała były splecione "korzeniami" wraz z kościami skrzydeł, które po śmierci anioła oddzielały się od reszty i był palone w sposób uroczysty lub w wypadku silniejszych osobistości były przechowywane w kryptach do których tylko nieliczni mieli dostęp.

       - To chyba jednak zrezygnuję, skoro wytrzymałem tyle dni to wytrzymam jeszcze... - przerwał - ile ? - zapytał lekko zdezorientowany i zdziwiony

       - Myślę, że po jakichś dwóch tygodniach wszystko wró... - nie dokończył, bo mały wtrącił mu się

       - Nie, ile już tak leże ? - Isaac był tego bardzo ciekawy zwłaszcza, że nie pamięta do końca co się tak naprawdę stało. Wiedział, że przebił ciało Lucyfer, ale nie wiedział czy on dalej żyje, czy tamten demon żyje i po tym co się stało czy i jeżeli tak to kto zginął - Ojciec... - wyszeptał, ale tak że Zadkiel usłyszał

       - Na tym oto łóżku, pod moją całodobową opieką spędziłeś dokładnie cztery dni, a co do ojca to nic mu się nie stało zresztą tak jak całej reszcie - uśmiechnął się lekko widząc troskę w oczkach swojego podopiecznego - Uff, kamień z serca, bo śmierć głowy rodziny to akurat ostatnia rzecz jakiej bym chciał - blondyn odetchnął z ulgą.

       - Dobrze by było jakbyś wstał - powiedział Zadkiel podchodząc w tym samym czasie do stolika i biorąc z niego czyste opatrunki po czym wrócił do chłopaka, który nic nie powiedział tylko pokręcił kapryśnie oczami - Podnieś ręce - powiedział do Isaac'a, który już stał przed nim i wykonywał posłusznie polecenie. Niebieskowłosy owinął go bandażem, kazał mu się wykąpać i ubrać u czyste ciuchy. Chłopak miał na sobie czerwony top, który wystawał spod rozsuwanej, czarnej bluzy z kapturem. Do tego jeszcze białe, podarte jeansy i szare podchodzące pod czerń, sznurowane buty do łydki przypominające nieco glany tylko, że nie miały tak wysokiej koturny i były dużo węższe. Isaac po zawiązaniu butów przejrzał się w lustrze i uznał, że nie jest aż tak źle. Co prawda wyglądał super sexy, ale nigdy jakoś nie liczyło się dla niego ubrania o ile nie było zbyt skąpe czy za bardzo ciepłe. Stał i patrzył na siebie, lecz po chwili odruchowo pomasował się po krtani i wzdrygnął lekko gdy ujrzał, że czegoś brakuje. Zaczął patrzeć po stołach, szafkach i nawet po ziemi w poszukiwaniu jego skarbu.

       - Tego szukasz ? - Isaac momentalnie się obrócił i ujrzał opierającego się do róg drzwi ojca, który trzyma w dłoni jego skarb, którym był krzyż z czarnego złota ozdobiony na każdym końcu i na środku jasno fioletowymi kamieniami. Mały wstał i z ulegle opuszczoną głową podszedł do Gabriela.

       - Tak, więc czy mógłbyś mi to oddać ? - pomimo, że dosłownie wypluł całe zdanie, to pamiętał o szacunku wobec ojca, nie śmiał spojrzeć mu w oczy. Sądził, że tak będzie najlepiej, ale nie wiedział, że robi coś niepotrzebnego.

       - Haha, kto cię tego nauczył co? - mały poczuł się urażony, zadrwiono sobie z niego i zbrukano jego godność. Wściekł się, wyrwał ojcu swój krzyż i szybkim krokiem wyminął go

       - No już dobrze, nie złość się tak. Musisz w końcu ich poznać.... czekają na ciebie w salonie - na ostatnie słowa Isaac'owi serce mocniej zabiło. Nie ze strachu lecz ze zdenerwowanie. Ruszył w stronę pokoju dziennego, a jakieś trzy metry za nim Gabriel.
Kiedy znalazł się przed drzwiami chwilę się zawahał, czuł jak miękną mu nogi a oddech staje się płytki. W końcu przemógł się i pociągnął za klamkę, popychając szybko drzwi. Od razu poczuł na sobie te wszystkie spojrzenia, których było co prawda nieco więcej niż się spodziewał.

       - Wejdź do środka mój synu - Isaac poczuł jak od samego czubka głowy aż do stóp przeszedł go zimny dreszcz, kiedy ojciec szeptał mu do ucha. Westchnął i rzucił wzrok na ścianę po prawej po czym wszedł do środka - Siadaj - białowłosy wskazał mu miejsce na fotelu obok siebie.

       - A więc Isaac, ten oto białowłosy o zielonym spojrzeniu to mój najstarszy syn, jest lekko chłodnawy, ale jest dobrym i rozsądnym bratem. Więc jak mnie nie będzie w pobliżu to możesz zwracać się do niego z każdym problemem. To jest mój drugi syn, Ithan - pokazał na niebieskookiego o długich brązowych włosach - jest mądry i uczciwy, więc nie musisz się bać powierzyć mu jakąkolwiek tajemnicę. To jest Sitael - pokazał na fioletowookiego o takim samym spojrzeniu - jest on... - nie dokończył widząc spojrzenie fioletowookiego, zaśmiał się do siebie i stwierdził, że przedstawienie się po imieniu wystarczy - Raziel - pokazał na różwowowłosego o jasno zielonych oczach - Akihito - żółte oczy i włosy - Anhel - szarowłosy o czerwonych oczach -Cambriel - niebieskooki o białych włosach - Tsatkiel - fioletowo włosy o jasno fioletowym spojrzeniu - Rejel - fioletowe włosy i niebieskie oczy - Elemiach - niebieskooki o takich samych włosach - ich już znasz - wskazał na Kire, Seliach'a i Mikael'a - więc nie ma potrzeby was przedstawiać, teraz porozmawiajcie sobie a ja zaczekam za drzwiami - Isaac ruszył wzrokiem za Gabrielem do chwili zniknięcia za drzwiami, spojrzał na braci i ich obojętne miny. Nie wiedział w ogóle jak ma się zachować, co powiedzieć, chciał zdobyć o nich więcej informacji, ale był za bardzo zawstydzony przebywaniem w ich obecności. W końcu byli wojownikami od paru do kilkunastu lat, a on był małym, niedoświadczonym czternastolatkiem. Od dziecka nasłuchał się o ich dokonaniach i to mu tak bardzo imponowało, że chciał stać się tak samo silny jak oni, chciał pokazać, że jest godzien swojego rodu, że stanie się świetnym obrońcą nieba i będzie walczył z demonami, nie wiedział jednak, że tak szybko to nastąpi.

       - Od kiedy ty taki cichy jesteś, co mały ? - zapytał Cambriel. Isaac siedział z głową opuszczoną w dół, ale na pytanie podniósł swoje zmęczone oczy i spojrzał na brata. Bolały go całe plecy, głowa i lewe ramię, które masował prawą ręką opartą o stół. Najchętniej położyłby się teraz spaś do swojego cieplutkiego i miękkiego łóżka i obudził za dwa dni - Ha kto by pomyślał, że taki grzeczny z ciebie chłopczyk. Nie powiedziałbym, że zebrałeś w sobie tyle odwagi na walkę z demonem... Pff co ja gadam nie uwierzyłbym, że jesteś w stanie utrzymać miecz w tych swoich malutkich rączkach - blondyn nie miał siły go słuchać, a co dopiero odpowiadać więc oparł głowę o swoje ramię i położył się na stół. Czuł jak oczy mu się zamykają, kiedy nagle niebieskowłosy chłopak wyglądający na mniej więcej tyle samo lat co on usiadł okrakiem na jego kolanach. Isaac był zaskoczony co było widać na jego twarzy kiedy wrócił do pozycji siedzącej.

       - Coś nie tak, że masz taką minę ? - Blondyn rzucił okiem na nogi niebieskowłosego i z powrotem popatrzył mu w oczy unosząc lewą brew - Ah więc o to ci chodzi, nie martw się wiem co on ci zrobił braciszku i nie mam zamiaru tego powtarzać więc nie masz się co martwić - Isaac zacisnął ręce w pięść na co niebieskooki się uśmiechnął i dłonią nakierował jego twarz w swoim kierunku - ale przyznam, że słodki jesteś z tą miną - drugą ręką zaczął bawić się jego włosami - aż chciałbym cie zjeść

       - Wrrrr - warknął Rejel, na co niebieskowłosy tylko się uśmiechnął i pchnął Isaac na siedzenie chcąc zrobić nazłość swojemu partnerowi. Udałoby mu się to gdyby nie to, że blondyn poczuł przeszywający ból w plecach i błyskawicznie wstał chwytając brata za rękę, którą trzymał jego twarz i rzucił nim o ziemią sycząc głośno.

       - Elemiach - krzyknął Rejel podbiegając do niego - nic ci nie jest - chłopak przytaknął mu, a ten od razu spojrzał na blondyna, który im się przyglądał i czuł się trochę winny - ty.... - niebieskowłosy przerwał mu

       - Daj mu spokój Rej, nic mi nie jest więc przystopuj trochę - powiedział chłopak, a fioletowo włosy pomógł mu wstać. Isaac rzucił mu jeszcze puste spojrzenie i ruszył w kierunku drzwi.

       - Ty... - powiedział Mikael uderzając chłopaka w policzek - nie nauczono cię dobrego zachowania ? Jeżeli nie to ja chętnie się tym zajmę. Jesteś rozpuszczonym, głupim i nic nie wartym bachorem. Zachowujesz się jak nie wiadomo kto kiedy tak naprawdę nie jesteś nikomu potrzebny, wręcz przeciwnie nic tylko ciągle sprawiasz jeszcze większe problemy. Nigdy nie będziesz moim bratem. Najlepiej byłoby jakbyś się nigdy nie urodził, jesteś jedną wielką pomyłką i .... - przerwano mu

       - Mikael przestań. Nie widzisz, że to jeszcze dziecko. Pozwól mu się przystosować, w końcu nic wielkiego się nie stało - powiedział spokojnie najstarszy z braci

       - Nie on ma rację ! - podniósł głowę i mówił dalej ze smutnym uśmiechem próbując ukryć jak bardzo słowa Mikael'a go zabolały - Wiem, że jestem największym błędem Boga, tchnął we mnie życie, ale nie otrzymał nic w zamian poza rozczarowaniem. Dzieciak, który ma wszystko, a i tak narzeka, cóż za niewdzięczność. Nie zasługuje nawet na śmierć, która byłaby dla niego ukojeniem. Chłopak nic nie warty, niepotrzebny nie zostawi po sobie żadnego śladu poza bólem, nie był warty duszy, tego świata ani śmierci. Dlatego zgadzam się z tobą, nie powinienem się nigdy narodzić - chłopak spoważniał, a raczej zesmutniał, przynajmniej jego twarz pozbawiona uśmiechu sprawiała takie wrażenie. Wszyscy patrzyli na niego z lekkim bólem, sami to przechodzili, byli wychowywani w taki sam sposób jak on, tyle że ich samotność trwała krócej, bo pomiędzy ich trzynastką największy okres samotności przeżył Mikael, bo do czasu jego urodzenia wtedy najmłodszy Rejel miał już 19 lat i opuścił dom w którym się wychował, a po 11 latach narodził się Seilah przerywając samotność Mike, która jednak zostawiła po sobie widoczny ślad. Poza tym nie miał swojego partnera tak jak pozostali i nie mógł z nikim szczerze porozmawiać, przez co był zamknięty w sobie i nie lubił obcych. Jednak nie wiedzieli, że z Isaac'iem jest aż tak źle, nie ma w nim najmniejszej chęci do życia, nie okazuje w ogóle uczuć pomijając "maskę" którą nosi na co dzień.

       - O czym ty mówisz, to nie prawda - powiedział zdziwiony i wręcz wzburzony Ithan

       - Wierzysz w to co powiedziałeś ? - wrzasnął Isaac, wpatrywał się w oczy brązowowłosego z żalem, lecz po chwili westchnął z wyczuwalną rezygnacją. Opuścił lekko głowę i szedł w stronę drzwi - Odpowiedz mi jak poznasz moja prawdziwą osobowość - powiedział spokojnie i wyszedł mijając bez żadnej reakcji Gabriela, który stał zaraz za drzwiami opary o ścianę. Białowłosy wszystko słyszał i wiedział, że chłopak potrzebuje czasu, którego jednak nie mógł dostać więcej niż jeden dzień. Będzie mu ciężko, ale takie jest życie i nic nie można na to poradzić.
Isaac szedł przez liczne korytarze, aż w końcu dotarł do swojej ulubionej sali - sali treningowej. Za miesiąc kończy czternaście lat i będzie mógł zacząć swoje dwuletnie przygotowania i zacznie chodzić do szkoły. Jednak kochał to pomieszczenie dlatego iż był stąd najlepszy widok na miasto i jego mieszkańców. Dzięki temu nie czuł się tak samotny. Uwielbiał obserwować innych, a po tak długim czasie wykonywania tej czynności było to dla niego normą. Najchętniej usiadłby na najwyżej położonym oknie, jednak nie mógł tego zrobić ponieważ dostać się tam mógł tylko i wyłącznie za pomocą skrzydeł, których tak jakby na tą chwilę ich nie posiadał więc usiadł na najniższy parapet i nawet się nie zorientował kiedy zasnął rozmyślając o słowach Mike, które z każdą sekundą przynosiły coraz więcej bólu. Rękami trzymały kolana i oparta na nich głowę, którą skierował w stroną obrazu na przeciwnej ścianie. Przedstawiał on jakąś walkę, co prawda było tam więcej znaków, których znaczenia nie znał niż jakichś konkretnych postaci, przynajmniej tak mu się wydawało. Po jakichś dwóch godzinach usłyszał jakieś głosy i urywki rozmów, jednak wszystko mu się zlewało i nie był pewny kto mówił jaką część - Nie da rady.... jest jeszcze za młody....za mało czasu... ale już go widzieli... zaczną polować....przemyśl to jeszcze.... jego rany....Isaac zginie - mniej więcej tyle usłyszał i tyle mu wystarczyło żeby go obudzić. Zobaczył ojca, opiekuna i wszystkich braci z wyjątkiem Mikael'a.

       - Nic ci nie jest ? - zapytał Zadkiel, chcąc zmienić temat, który najwidoczniej działał na niego drażniąco - mówiłem ci żebyś uważał - nie pozwolił chłopakowi odpowiedzieć - wstawaj - powiedział z lekkim zmęczeniem i rozczarowaniem, po czym podszedł do szafki w kącie i wyciągnął bandaże. Błyskawicznie znalazł się przy Isaac'u i zaczął ściągać mu koszulkę jednak ten złapał go za rękę, nie chciał bowiem pokazywać jaki jest słaby przed nim - Co jest ? Przecież muszę ci zmieni ci opatrunek - no i poddał się, wiedział że z opiekuńczością Zadkiela nic nie może się równać, westchnął lekko i ściągną koszulkę na której była najprawdopodobniej jego krew. Obrócił się rękami przodem do ściany i mocno zacisnął zęby kiedy niebieskowłosy kończył odwiązywać stary bandaż wiedząc, że teraz najgorsza część. Głucho jęknął z bólu kiedy przy końcu Zadkiel mocno pociągnął za opatrunek odrywając go, sięgną po jakieś narzędzi przypominające szczypce tylko, że miało na końcu dwa haczyki. Włożył mu je do rany wyciągając zakrwawiony materiał. Isaac oddychał ciężko i do tego było mu strasznie gorąco - Anhel, Akihito potrzymajcie go - blondyn wzdrygnął się, ale tylko tyle bo był trzymany w pasie przez Akihito i za ręce przez Anhel'a - Spokojnie Isaac, tylko spokojnie - powiedział opiekun i oblał całe plecy wodą utlenioną. Mały wydłużył kły i zaczął ryczeć, wił się, rzucał, po prost nie mógł się uspokoić do czasu aż stracił siły. Opierał się teraz o ramię Akichito, który chwycił go mocniej gdy ten się zachwiał. Wystarczyło kilka oddechów kiedy tak jakby odzyskał "świadomość". Momentalnie odepchnął brata od siebie i usiadł w kącie trzęsąc się z zimna, w tej chwili nie ufał nikomu - Zostawcie go - spojrzeli w stronę Zadkiela - najlepiej byłoby gdybyście wyszli i poczekali chwile przed drzwiami, wszyscy - opiekun zlustrował Gabriela

       - Skoro tak uważasz, chodźcie - odparł białowłosy

       - Nie zgodzę się z tobą Zadkiel, pozwól że ja z nim zostanę podczas gdy wy opuścicie salę - odpowiedział Anhel, bowiem blondyn przypominał mu siebie za dawnych czasów, sam pamięta jak był dziki, nieufny i samotny do czasu aż nie spotkał Akihito, który pokazał mu wszystko z całkiem innej perspektywy niż do tamtego momentu. Wiedział jak bardzo mu to pomogło i chciał pomóc bratu - nie martw się, wiem co robię - spojrzał na swojego partnera, który martwił się bo wiedział co blondyn wcześniej zrobił pod wpływem strachu, a nie chciał aby stała się krzywda jego maleństwu - idź - Anhel został sam z Isaac'iem, usiadł na parapecie naprzeciwko niego.

       - Boisz się prawda ? - blondyn od razu spojrzał na niego - strach przejmuje kontrolę nad całym twoim ciałem, w końcu trafia do umysłu i niszczy cię od środka, zupełnie jak narkotyk, którego nie możesz się wyzbyć. Czego się boisz ? Śmierci, bólu, samotności... - zapytał z hipnotyzującym głosem i podszedł trochę do chłopaka -...a może miłości, przyjaźni, bliskości - mówił wolno robiąc chwilowe przerwy - czy niezrozumienia, porzucenia, zdrady - przerwał - a więc trafiłem - dodał ciszej widząc jak chłopak zjechał wzrokiem na okno. Miał racje Isaac nie bał się miłości, ale odrzucenia, nie bał się przyjaźni a zdrady, nie bał się bliskości lecz niezrozumienia. Sądził, że jedyne co jest w stanie zrobić to ranić i sam tylko na to zasługuje, ale bał się tego bardziej niż śmierci czy tortur. Bowiem ból psychiczny był dla niego niezrozumiały rany, króre zostawiał nigdy się nie goją lecz krwawiły jeszcze bardziej - Pamięta, że jesteś silny i od teraz nie jesteś już sam, masz nas - klęknął przed nim i ujął jego twarz w dłonie, patrzył mu w oczy - strach i samotność zostawiły po sobie ślad - nieufność. Jesteś jak popsuta zabawka, której nikt nie mógł naprawić aż do dziś. Nie wiem jak ty to widzisz, ale nie jesteśmy aż tacy źli jak ci się zdaje. Można powiedzieć, że przeszliśmy trochę i nie czujemy się dobrze w nowym towarzystwie, ale to tylko kwestia czasu. Zaufaj mi, nam a nauczymy cię pozbycia się strachu. Isaac proszę - miał błagalny i zatroskany wzrok podobnie jak blondyn. Prawda nie ufał mu, a raczej nikomu z nich ale postanowił zaryzykować. Westchnął i pokiwał głową na zgodę. Anhel wstał.

       - Pomogę ci - wystawił do niego rękę, którą zlustrował Isaac, ale nie korzystając z pomocy. Sam odepchnął się od ziemi rękami, jednak zrobił to za szybko, bo kiedy stał to zrobiło mu się słabiej i upadłby gdyby szarowłosy go nie złapał.

       - Nic ci nie jest ? - zapytał owijając sobie jego rękę wokół szyi, jednak nie na długo, bo blondynek odsunął się od niego - Dobra bez dotykania, ale za to pójdziesz teraz ze mną do ojca i chwilę wysłuchasz co ma ci do powiedzenia okej ? - oznajmił z lekkim uśmieszkiem na twarzy

       - Niech ci będzie - wymamrotał wywijając oczami. Po chwili drzwi do sali otworzyły się i wszyscy, którzy stali za drzwiami weszli do środka. Gabriel niemal od razu przeszedł do sedna.

       - A więc powiem krótko, po tym co zrobiłeś możesz zostać celem demonów. Dlatego też od jutra zaczniesz uczęszczać do szkoły Armi Boga. Jest to co prawda niespotykane żeby czternastolatek uczył się na wojownika jednak powiedzmy że wiek to małe niedociągnięcie i nauczyciele przymknął na to oko. Dla jasności nie pytam czy chcesz tam jutro pójść po prostu masz iść. Rzecz jasna nie będziesz sam, bowiem twoi bracia na zmianę uczą parę godzin dziennie w tej szkole, co prawda nie codzienni ale zazwyczaj. Po za tym Zadkiel na jakiś czas będzie z tobą w końcu wie jak zająć się twoimi ranami. Rzeczy masz już spakowane więc nie kłopocz sobie tym głowy, a teraz idź wypocząć, jutro wstajesz o świcie - uśmiechnął się widząc zaskoczoną minę chłopca, jednak wiedział że zrobi co powinien nie narzekając przy tym zbytnio i miał rację, bo Isaac skiną głową i udał się do swojej sypialni. Zobaczył na zegarku że jest dopiero ósma, ale był zmęczony i musiał jutro wcześniej wstać więc rozebrał się po czym założył krótkie spodnie od piżamy i położył się spać. Przykrył jeszcze do prawie połowy swoje nagie plecy kołdrą i nie wiedział nawet kiedy zapadł w miły i odprężający sen po tym stresującym i wyczerpującym dniu.


                                                                          ***


    Była 4 rano, kiedy Zadkiel wszedł do pokoju chłopaka by go obudzić. Zaśmiał się kiedy zobaczy, że chłopak śpi jak zabity i to jeszcze w takiej pozycji. Nie dość, że nogi miał na poduszkach to jeszcze jedną z nich tak jak i prawą ręką miał na ziemi. W dodatku te rozczochrane włosy. Normalnie jakby dwie godziny temu położył się spać po dwu dniowej imprezie. Mimo to wyglądał słodko i aż szkoda było go budzić, jak mus to mus. Zadkiel podszedł do łóżka i pochwycił budzik, zaczął wciskać jakieś tam guziki, odłożył go po czym z uśmiechem usiadł w fotelu.

       - Trzy, dwa, jeden...drrrrrrr - zadzwonił budzik, był tak głośny, że chłopak otrząsnął się i chciał go wyłączyć sięgając ręką, ale że był na skraju łózka spadł na ziemię

       - Cholera jasna - pogłaskał się po głowie - Zadkiel co to ma być ? - zapytał kiedy ten się zaśmiał.

       - Było mi tak szkoda cię budzić, że wyręczyłem się budzikiem - znów się uśmiechnął, po czym podszedł do Isaac'a i podniósł go

       - Ała, kurwa mać - skrzywił twarz

       - Ej, przystopuj trochę. Co to za słownictwo? - spoważniał lekko - masz godzinę do wyjazdu, ale za pół godziny masz zejść na dół, wykąp się, ubierz, a jak przyjdziesz to zjesz śniadanie, umyjesz żeby i jedziemy. Po pół godzinie Isaac zszedł na dół. Miał na sobie czarne, potargane spodnie z białym paskiem, takiego samego koloru koszulkę z białym krzyżem i oczywiście jeden ze swoich cennych naszyjników. Podszedł do lustra, fioletowy krzyż owinięty kolcami wyciągną spod bluzki i dodał jeszcze okulary przeciw słoneczne. Chwycił bordową bluzę i skierował się do kuchni.

       - No jesteś wreszcie już miałem po ciebie iść, jedz szybko i wychodzimy - powiedział pośpiesznie Zadkiel dając mu talerz z kanapkami i jajka na miękko. Chłopak zjadł umył zęby, założył kolejne glany, tym razem bordowe pasujące do bluzy. Wyszedł z domu i wsiadł do czarnego samochodu obok opiekuna. Całą drogę spędził wgapiając się w świat za oknem, który bardzo mu się podobał. Te lasy, jeziora, góry, łąki i do  tego jeszcze piękna, bezchmurna pogoda. Po jakichś czterech godzinach byli na miejscu, wywnioskował to z tego, że stanęli a jego walizki były wyciągane przez szofera. Wysiadł wraz z opiekunem i znieruchomiał kiedy zobaczył cały budynek z piękną fontanną na środku podjazdu. Ciemny, wielki, ogrodzony wysokim kamiennym murem, przez które nie mógł zobaczyć wszystkiego. Z jednego boku był obrośnięty pnączem które nadawało staromodnego i spokojnego klimatu, do tego widział jeszcze parę rzeźb jakichś aniołów, ale to mało go interesowało. Wróci "na jawę" i podszedł do Zadkiel'a po czym zapytał.

       - Jak ja mam z nimi rozmawiać, przecież ich nie rozumiem - chłopak patrzył na niebieskowłosego z zaniepokojeniem, ale ten uśmiechnął się tylko i złapał go za ramię

       - Dobrze, że mi przypomniałeś bo bym zapomniał - drugą ręką złapał go za policzek i wypowiedział jakieś zaklęcie - teraz wypij to - dał mu jakąś fiolkę z zielonym płynem, chłopak popatrzył z obrzydzeniem i na jeden raz wypił wszystko

      - O łe co to jest ? - zapytał krzywiąc się i ocierając swoje usta ręką

       - Teraz już będziesz umiał mówić we wszystkich językach nieba, ziemi i niektórych piekła, więc nie masz się co martwić - uśmiechnął się i ruszył przed siebie - Co tak stoisz ? Może mam cię ponieść - zażartował, a chłopak zrobił głupią minę i ruszył za nim. Wyglądał zabójczo w tym stroju plus jeszcze te okulary. Weszli do środka, ich oczom ukazał się bogato zdobiony korytarz z wielkimi schodami obitymi dywanem. To było ja rezydencja milionera tylko tysiąc razy większe i z salami szkoleń praktycznych jak i teoretycznych, stołówką i wielką salą obradową. Isaac był tak zafascynowany, że nie zauważył jak weszli do kolejnego pomieszczenia. Po chwili ujrzał mężczyznę siedzącego przy biurku ze stosem poukładanych papierów.

       - Witam, w czym mogę pomóc ? - zapytał z poważną miną

       - To jest nowy uczeń - powiedział równie poważnie Zadkiel. Mężczyzna zlustrował go całego po czym wstał i podszedł do nich

       - Ah tak, więc chodź ze mną, a pan niech pójdzie na dół do recepcji i poproś o klucz dla nowego ucznie, wskazać bagaże i poczekać tam na mnie - powiedział i poszedł w swoją stronę wraz z chłopakiem. Przez całą drogę szli w milczeniu, aż w końcu mężczyzna zapukał i otworzył drzwi.

       - Dzień dobry, dyrektorze - powiedział blond włosy nauczyciel o zielonych oczach, wstał z krzesła i oparł się o stół, odkładając na bok książkę.

       - Od dziś macie w klasie nowego ucznia....

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 4

     Wiem, że kazałam długo czekać i za to przepraszam. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Na temat notki nie mam już nic do dodania, ale zapraszam do komentowania, lajkowania i udostępniania postów i zdjęć na Facebook " Fundacja Tara - Ratujemy Konie" tu macie link    
                  https://www.facebook.com/taraschroniskodlakoni
Zapraszam również do udostępniania linka fundacji
                  http://www.fundacjatara.info/
Nie wiem czy to prawda, ale na stronie fundacji napisali, że tak można pomóc więc pomagam i uwierzcie mi te konie naprawdę mają przykrą przeszłość. Sama mam zamiar na wakacje zgłosić się jako wolontariuszka chociaż 15 lat kończę dopiero w sierpniu i nie wiem czy mnie przyjmą, ale mam taką nadzieję.
Miłego czytania i prosiłabym jakieś komentarze, no wiecie co się podobało a co nie
                 
                                                                                                                   Kira
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Zadkiel ubrał chłopaka, który zaczął drżeć w jego jego ramionach. Isaac za wszelką cenę próbował schować swoją twarz w dłoniach, a najchętniej to chciałby stąd już zniknąć. Opiekun wstał i próbował pociągnąć za sobą chłopaka, który skulił się i usiadł w oddalonym rogu kanapy. Niebieskowłosy wziął go na ręce i usadził tak, że mały miał opartą głowę na ramieniu i nogi owinięte wokół jego ciała. Chłopak wyglądał bardzo źle zupełnie jakby umierał, był osłabiony, odwodniony miał podkrążone oczy i był blady jak ściana, po  prostu chodzący trup. Blondynek objął Zadkiela kurcząc przy tym brzuch, wydając z siebie ciche jęki bólu. W końcu nie miał już siły, ogarnęła go całkowita bezwładność. Teraz już patrzył w jakiś odległy punkt gdzieś na ziemi, był pozbawiony jakiejkolwiek myśli. Na jego twarzy mieszał się smutek ze strachem i bólem, który już dawno przestał czuć. Niby patrzył i słuchał, ale nie widział i nie słyszał. Po chwili zasnął, a opiekun szybkim ruchem znalazł się obok Gabriela.

       -Panie, nie jest z nim najlepiej - powiedział ze smutkiem i spojrzał na chłopca ocierając lekko swoją twarz o jego, a później zlustrował demona posykując i ukazując przy tym kły.

       - Zabierz go - przerwał białowłosy -Kira, Seilah - Gabriel spojrzał na nich i gestem głowy wskazał im co mają zrobić. Jeden miał błękitne, a drugi czerwone włosy i chociaż byli braćmi to jedyne co było w niech podobne to wyraz twarzy, obojętny i tajemniczy. Bez najmniejszych sprzeciwów ruszyli za Zadkielem.

       - Co to, to nie - powiedział Luna i szybkim ruchem znalazł się przed niebieskowłosym aniołem ze śpiącym chłopcem na ręku - On należy do mnie - spojrzał na blondyna - więc nie pozwolę ci go zabrać

       - On należy do nieba, demonie - wykrzyczał Zadkiel - prędzej umrę niż pozwolę mu tu dłużej zostać

       - Ha, to się da załatwić - powiedział z lekkim uśmiechem demon i zbliżył się do anioła kierując w jego stronę długie ostrze. Kira i Seilah, którzy stali po obu stronach Zadkiela wyminęły go i skierowali swoje miecze w kierunku demona.

       - Nie był bym tego taki pewny, a ty jak myślisz Sei? - zapytał się czerwonowłosy stojącego obok brata rzucając mu ironiczny uśmiech

       - Popieram braciszku… popieram - powiedział błękitnooki odwzajemniając uśmiech. Nienawidzili demonów, uwielbiali za to je zabijać i z nimi walczyć. Co ja gadam lubili? Oni to kochali. Luna próbował przez nich przejść i zabrać blondynka, ale nie sądził, że będzie to trudniejsze niż mu się zdawało. Po chwili już wszystkie demony i anioły były zajęte walką, a w powietrzu unosił się zapach krwi. Minęło już jakieś dwadzieścia minut od zaczęcia tej walki, ale wszyscy wyglądali jakby to był dopiero początek i toczyliby ten spór dalej gdyby nie to, że chłopak zaczął się budzić. Wiercił się na wszystkie strony w ramionach opiekuna pomrukując jak mały kociak, aż w końcu otworzyło oczy.

       - Zadkiel, co się dzieje? - po tych słowach wszyscy zaprzestali walkę i wpatrywali się w chłopaka - postaw mnie - powiedział Isaac, który był wystraszony i zestresowany kiedy zobaczył jak wszyscy są ubrudzeni krwią. To był dla niego horror, nigdy by nie przypuszczał że tak wygląda walka. Do tej pory myślał, że śmierć nadchodzi szybko, że był to tylko cios w serce i koniec, a krew widniała jedynie na ostrzu. Spuścił głowę i patrzył na ziemię pustym wzrokiem. W pewnej chwili zaczął nerwowo zaciskać dłonie, trzęsąc się ze strachu - Spokojnie Isaac, tylko spokojnie - pomyślał chłopak, zamknął oczy i zaczął robić głębokie, ale ciche oddechy. Podniósł głowę i otworzył oczy. Wystarczyła niemal chwila, żeby cały strach zniknął, a w jego miejsce pojawiła się złość, arogancja i obojętność.

       - Isaac, wszystko w porządku? - zapytał Zadkiel

       - Tak - spojrzał na niego z uśmiechem, a Zadkiel aż zamarł po tym co zobaczył to był ten uśmiech, którego nienawidził. Wolał kiedy chłopak uśmiechał się radośnie, a ten uśmiech był całkiem inny. Kiedy chłopak miał taki wyraz twarzy wtedy zmieniał się całkowicie, miał napady szału i roznosił wszystko w pył. Ten wyraz twarzy był częścią jego pochodzenia i oznaczał, że chłopak pragnie walki. Jedna z wielu cech, która pokazywała czyim jest synem i po co się urodził. Tak jak jego bracia miał walczyć z demonami, a zabicie jakiegokolwiek z nich nie wzbudzało w nim strachu, tylko radości - Coś nie tak? - wciąż się uśmiechał. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi opuścił twarz i westchnął. Widział już, że znowu zmartwił swojego opiekuna i wkurzył się za to na siebie. Po chwili już wrócił do swojego naturalnego nastroju, złapał Zadkiela za koszulę i przyciągną do siebie. Teraz już ich twarze znajdowały się od siebie jakieś dziesięć centymetrów, a Isaac patrzył na niego ze smutkiem w oczach - Już dobrze, więc nie patrz tak na mnie - puścił go i wyprostował po czym spojrzał na czarnowłosego demona. Ich oczy przyciągały się i prosiły o zetknięcie, a kiedy już na siebie natrafiły to pragnęły zostać tak na zawsze, jednak…

       - Musimy już iść - …. jednak zawsze przerywano im tą magiczną więź. Westchnął z niezadowolenia chłopak.

       - Dobrze - ruszyli w stronę drzwi, a za nimi dwa anioły. Luna patrzył jak chłopak odchodzi i chciał za nim ruszyć, ale Gabriel dostrzegł jego zamiary i zareagował od razu. Stanął przed nim i wymierzył w niego ostrze. Blondyn akurat w tej samej chwili obrócił się i poczuł jak jego serce przyspiesza, a oddech staje się cięższy. Stał jak wryty, a jego opiekun próbował go zabrać, ale chłopak nie reagował, nie słyszał nawet co ten do niego mówi.

       - Nie uda ci się, bo ktoś ma zamiar ci przeszkodzić - oznajmił Mamon i wpatrywał się w białowłosego anioła.

       - Chcesz ze mną walczyć? - zapytał Gabriel i zaśmiał się.

       - Może, chociaż nie przepadam za zabijaniem. Miałem kogoś innego na myśli - uśmiechnął się i zjechał wzrokiem na blondyna, a Gabriel jak i wszyscy w sali zrobili to samo. Chłopak jednak dalej nie zwracał na nikogo uwagi po za oczywiście demonem, był jak zahipnotyzowany. Zaczął iść w stronę Luny, ale w pewnej chwili poczuł jak ktoś łapie go za ramię co spowodowało, że zszedł na ’’ziemię’’

       - Co ty ro….? – chłopak nie dał dokończyć Gabrielowi

       - Raczej co ty masz zamiar zrobić? – powiedział szybko, a w jego głosie dominowała wściekłaść. Gabriel zmarszczył brwi i kątem oka spojrzał na Zadkiela, który tak samo jak wszyscy zdziwił się i to bardzo. Opiekun wiedział, że chłopak bywa bezpośredni, pogardliwy, egoistyczny, arogancki i nie okazuje szacunku, ale teraz to przeszedł samego siebie, bo końcu to był jego ojciec. Gabriel znowu popatrzył na chłopaka.

       - Zabić – powiedział bez okazania jakiejkolwiek emocji.

       - Że co chcesz zrobić? – zapytał chłopak. Sama nie wiem kto był bardziej zaskoczony Isaac tym co chciał zrobić ojciec, czy Gabriel, że jego syn jest tak zszokowany jego zamiarem pomimo tego co demon mu zrobił. Po chwili obok blondyna pojawił się błękitno włosy, złapał go za ramiona i popchnął na ścianę.

       - Co jest z tobą nie tak? To jest demon, a my jesteśmy od tego żeby go zabić. Jesteś jeszcze dzieckiem i niczego nie rozu…. – Seilah krzyczałby dalej na dzieciaka, który spuścił głowę w dół ale ktoś mu przerwał

       - Sei już wystarczy – powiedział z zaniepokojeniem Kira i próbował położyć mu rękę na ramieniu, ale ten odwrócił głowę, ukazał kły i zaryczał niczym tygrys. Kira zrezygnował z próby odciągnięcia brata, ale nie odsunął się bowiem wiedział, że w tym stanie może zrobić coś jeszcze głupszego, czego będzie żałował do końca życia.

       - A więc młody – uspokoił się trochę, pochylił nad nim i zasyczał  mu do ucha, na co chłopak zadrżał lekko – Dobrze ci radze nie wtrącaj się, tylko idź grzecznie do domu – odsunął się od Isaac, który nie wiadomo od kiedy, ale cały aż kipiał ze złości – Co on sobie wyobraża? Myśli, że kim on niby jest? Aaaaaaa cholera, ale mnie wkurzył. Zaraz go chyba zabije

       - Radzisz tak? – Seilah zmrużył lekko oczy i przeraził się kiedy zobaczył wzrok chłopaka można by powiedzieć, że płonął  w nich ogień - Naprawdę przepraszam Zadkiel, tym razem nad sobą nie zapanuję - uśmiechnął się i wysunął kły na co Seilah odsunął się od niego - Co to ma być? Ten dzieciak… No właśnie to dzieciak, ale te kły… i jeszcze to spojrzenie, bez najmniejszego uczucia. Jesteś stworzony do zabijania demonów, ale nie wyglądasz jakbyś chciał to zrobić. Czym ty jesteś? - pomyślał Seilah stojący już obok Kiry. Isaac podszedł do Zadkiela i szybkim ruchem zabrał mu miecz, który wisiał przy jego boku i stanął przed ojcem zasłaniając mu demona. Rzucił Gabrielowi lekki uśmiech.

       - Odważny jesteś mój synu, ale nie mam czasu na zabawy więc zejdź mi z drogi - powiedział z drwiną. Przecież chłopak w końcu nie umiał walczyć, a dzisiaj pierwszy raz trzyma miecz w ręku więc nie ma najmniejszej szansy na wygranie walki z ojce, po za tym gdyby do niej jakimś cudem do niej doszło to nie można by było tego nazwać walką. Tak przynajmniej myślał Gabriel.

       - Przykro mi, ale nie mam zamiaru - uniósł ostrze w kierunku ojca wprawiając wszystkich w jeszcze większe zdziwienie. Chłopak był spokojny i śmiertelnie poważny.

       - Wiesz, że łamanie rozkazów uznaje się za zdradę? - Zapytał chłopak o włosach białych z jasno niebieskimi pasemkami na większej części głowy, jednak włosy z tyłu miały czarny kolor. Fioletowooki miał na imię Mikael i był dziesiątym synem Gabriela.

       - Wybacz, ale jeśli o zasady chodzi to wy tu popełniacie błąd - powiedział i opuścił broń. Mikael popatrzył na niego  z ciekawością wypisaną na twarzy.

       - Żartujesz sobie prawda? - powiedział Mikael

       - A tak to wygląda? - przerwał i uśmiechnął się tym razem trochę bardziej sympatycznie - Nie jestem jakimś tam znawcą, ale z tego co się orientuję to ja mam prawo wybrać karę.... Czyżbym się mylił?

       - Nie - odpowiedział już białowłosy anioł

       - Ale ojcze.... - zaczął Mikael

       - Mikael on ma rację i my z tym już nic nie możemy zrobić - powiedział Gabriel i popatrzył z powrotem na syna - A więc, co postanowiłeś w związku z tym Isaac?

       - Nic... na dzień dzisiejszy on ma być żywy, a kiedy ..... - nie mógł dokończyć, bo wtrąciła się cała grupa aniołów

       - To są chyba jakieś żarty ojcze, przecież to demon - wykrzyknął Kira

       - Tak, przecież my nie przepuszczamy żadnej okazji do pozbycia się tych bestii - krzyczał ktoś z grupy

       - Isaac, przemyśl to jeszcze, przecież on cię.... - zwrócił się do chłopaka opiekun, ale on przerwał mu wrzaskiem po czym wszyscy zamilkli.

       - Nie powiedziałem, że ma przeżyć tylko, że nie umrze dzisiaj - złapał się za głowę robiąc głęboki wdech

       - Jak to? - zapytał Zadkiel

       - Boże... Ja chce go zabić. Ale nie dzisiaj czy jutro kiedy on jest poraniony i związany. Ma być w pełni sił, a nie leżeć jedną nogą w grobie. Chce go zabić, SAM bez jakiejkolwiek pomocy, chce żeby płaszczył się przede mną i błagał o szybką śmierć, ale najpierw muszę stać się silniejszy dlatego dzisiaj pozwalam mu żyć - po tej przemowie na twarzach wszystkich aniołów z rodu Gabriela pojawił się ten sam uśmiech i każdy chyba wie co on oznaczał. Sam Gabriel jednak nie wiedział co ma o tym myśleć. Taki młody, a taki żądny walki i zemst to było bardzo rzadkie wręcz niespotykanie wśród jakiejkolwiek rangi aniołów, ale postanowił się w to już dzisiaj nie zagłębiać i zostawić wszystko takim jakim jest i wracać do nieba, bowiem wiedział co jest dzisiaj za dzień i wiedział kto ma się na nim pojawić, a mimo iż jego najmłodszy potomek jest odważny to wolał jeszcze nie dopuścić do ich poznania, ale niestety nie wszystko musi się dziać po jego myśli.

       - Skoro tak postanowiłeś... Zadkiel zabierz..... - nie dokończył, bo poczuł niesamowitą siłę i po chwili już wiedział, że jego największe obawy się sprawdziły. Kiedy dzięki teleportacji przed jego synem stanęła ciemna postać która miała czarne oczy jak i włosy, pazury i jakieś trzy pary rogów. Do tego jeszcze całe ciało mrocznej postaci było pokryte prawie w całości również ciemnym włosem. Był to we własnej osobie władca wszystkich demonów jak i pierwszy upadły anioł Lucyfer i dawny przyjaciel Gabriela. Na jego widok demony padły na kolana i skierowały głowę w kierunku ziemi, każdy bowiem bał się natrafić na jego spojrzenie. Nawet anioły starały się go unikać i nie patrzeć. Demon uniósł twarz Isaaca, który patrzył na niego zimnym wzrokiem.

       - Nie wiem czy to twój gniew czy twoje spojrzenie, ale podniecasz mnie potomku Gabriela - powiedział zmysłowo demon i włożył po chwili chłopakowi palec do ust rozcinając go specjalnie o jego kieł. Isaac wyrwał się kiedy poczuł krew, otarł ust i po chwili zbliżył się do twarzy Lucyfera. Plunął krwią prosto w twarz króla podziemi o czym jeszcze nie wiedział, a wszyscy świadkowie byli już pewni śmierci chłopaka. Jednak tak się nie stało, bo demon tylko otarł twarz i uśmiechnął się do niego.

        - Widzę, że chętnie dzielisz się śliną - złapał za policzki chłopaka i trzymał mocno wdzierając się do jego ust, zaczął oddawać mu swoją krew nakłuwając swój język i wciskając go dosłownie do gardła chłopaka, któremu zaczęło brakować powietrza. Demon oderwał od niego twarz i przycisnął Isaaca do ziemi - Synu czemu musisz mieć takiego pecha?...Przepraszam, ale tym razem musisz przez to przejść sam...bez względu na wszystko- pomyślał ze smutkiem Gabriel. Demon zaczął ściągać z chłopaka bluzkę co prawda próbował walczyć, ale był słabszy. Po chwili Lucyfer powoli wsunął ręce pod ciało anioła, mniej więcej w okolicach łopatek i naciął skórę w dwóch miejscach obok siebie, na co mały odchylił głowę i syknął z bólu. Demon jednak na tym nie poprzestał i zaczął wkładać obie dłonie do ran na plecach po czym gwałtownie wyciągnął parę zakrwawionych skrzydeł. Isaac przeraźliwie zaryczał wyginając się w łuk. Nigdy nie czuł czegoś takiego, ten ból był jakby ktoś wyrwał mu mostek razem z żebrami zahaczając przy tym o płuca. Isaac był rozpalony i tak wyczerpany,że z trudem łapał wdech. Przez cały ten czas spoglądał na demony jak i anioły, które nawet nie kiwnęły palcem żeby mu pomóc tylko przyglądały się całemu zajściu.
       Demon wstał jak gdyby nigdy nic i ruszył w stronę stołu zasiadając na zarezerwowanym dla niego miejscu. Isaac zamknął oczy i wsłuchał się w bicie swojego serca, kiedy poczuł jak ktoś idzie w jego kierunku ułożył się w pozycji embrionalnej - Każdego można złamać - pomyślał Zadkiel był na siebie zły, ale wiedział że nie mógł mu pomóc. Nie dlatego, że się bał ale dlatego, że takie są zasady "Królowi upadłych każdy stawia czoła sam". Nie usprawiedliwiał chłopaka, że nie przeszedł szkoleń lub fakt, że był młody - Nienawidzę demonów... to potwory...trzeba je zabić...wyrwać im serce....spalić - po chwili myślenia Isaac wstał i znowu to samo spojrzenie, po za małym wyjątkiem jego prawe oko przybrało żółtą barwę co oznaczało, że chłopak ma w sobie dwie różne dusze, jedna zimna,bez jakichkolwiek uczuć, kochająca zabijać, a druga ciepła, uległa, potrafiąca kochać. Chłopak pod wpływem strach, gniewu i bólu budził w sobie drugą duszę, która się w nim znajdowała. Wziął ostrze leżącą obok na ziemi i szybkim ruchem podleciał przed Lucyfera łapiąc za gardło i przyciskając do ściany. Miecz zbliżył do ręki spoczywającej na szyi demona.




       - Isaac! - krzyknął Gabriel. W tej chwil bał się o syna, wiedział iż nie wygra on z demonem, który może go teraz zabić. Po za tym nie wierzył, że chłopak jest zdolny do wymierzenia ciosu. W  tej chwili chłopak był przepełniony zemstą, chciał oddać ten ból który mu zadano. Na jego twarzy pojawił się gniew, ale w tedy jego ojciec znowu krzyknął jego imię więc chłopak musiał się odsunąć.

       - Słuchaj ojca szczeniaku dwóch dusz - Isaac zatrzymał się, spojrzał jeszcze na anioły po czym nie wytrzymał i obracając się wbił miecz dwiema rękami pomiędzy piersi demona, po chwili docisnął ostrze tak, że przebiło ciało na wylot. Lucyfer nie wierzył własnym oczom, taki dzieciak a posiada tyle siły. Wiedział, że posiadanie dwóch dusz dodaje siły, ale nie sądził że aż tyle. Isaac pociągnął miecz w dół rozcinając cały brzuch demona na pół. Odsunął się od niego i skierował broń w stronę serca,  zbliżał się do zadania rany kiedy poczuł jak ktoś łapie go za nadgarstek. Sykną na tego kogoś, ale kiedy zobaczył, że to właśnie Luna uspokoił się od razu, rozluźnił napięte do tej pory mięśnie, nie czuł gniewu, strachu tylko spokój. Patrzyli sobie w oczy, kiedy anioł poczuł jak ręką demon zaczyna zabierać mu miecz spojrzał na rękojeść i można by powiedzieć, że sam oddał ostrze w jego ręce. Wpatrywał się w podłogę do chwili, w której Luna odgarnął mu włosy z twarzy zatrzymując się na jego lewym policzku. Chłopak zamknął oczy i pozwalał przez dotyk wprowadzać się w przepiękny stan błogości, który umiał wywołać u niego tylko Luna. Odchylił głowę i lekko otworzył usta wciągając do nozdrzy zapach ciała stojącego przed nim. Złapał rękę demona i zaczął ocierać o nią swoją twarz, podniósł głowę. Jego prawe oko zaczęło przybierać swój naturalny, błękitny kolor. Czarnowłosy poczuł, że chłopak nie ma już siły więc postanowił nie męczyć go więcej - Dzisiaj się rozstaniemy, ale mam nadzieje że do mnie wrócisz mój mały aniołeczku - pomyślał Luna i rzucając troskliwy uśmiech blondynowi wyszeptał jakieś zaklęcie po którym chłopak zasnął i wpadł prosto w ramiona demona, który korzystając z okazji przegryzł sobie palec i kapnął kilka kropel na ciało Isaaca mówiąc kolejną formułkę. Na ciele aniołka pojawił się jakiś malutki znaczek, który po chwil zniknął. Czerwonooki ułożył sobie chłopca w takiej samej pozycji w jakiej trzymał go wcześniej Zadkiel i wyszeptał do niego.

       - Mówiłem Ci, jesteś mój...

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 3

     Sorki wiem, że obiecałam do końca tygodnia, ale troch zabrakło czasu wiecie szkoła, sprawdzianu i takie tam, ale za to rozdział jest dość długi chociaż na początku szedł trochę opornie. Poprawiałam go chyba z pól godziny i nawet nie wiecie jak mi się śmiać chciało kiedy zobaczyłam tak banalne błędy ortograficzne. Jest parę nowych postaci, których fotki dodam za chwile, ale bez opisów (tylko z imionami) lub po południu bo teraz jest 2:50. Nie będę już przynudzać i życzę miłego czytania....

                                                                                                                     Kira
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    Isaac zaczął się wiercić na łóżku we wszystkie strony. Strasznie bolała go głowa. Nie miał siły otworzyć oczu, a co dopiero wstać. Zaczął wsłuchiwać się w cudowną ciszę, która ogarniała całe pomieszczenie. Jakiś czas leżał nieruchomo, ale gdy wziął głębszy oddech napłyną do niego nieznany do tond zapach. Pełen nienawiści, gniewu i przelanej krwi. Wzdrygną lekko i otworzył swoje przepiękne oczęta, które po krótkiej wędrówce napotkały na swojej drodze pełne pożądania, szkarłatne źrenice należące do Luny, które wpatrywały się w blondyna niczym w najpiękniejszy obraz świat. Mały bał się patrzeć na demona, jednak nie mógł się powstrzymać. Nie wiedział czemu, ale nie bał się go, czuł się przy nim bezpieczny. Chciał być bliżej, chciał go dotknąć, ale wiedział że nie może. Przecież sam był aniołem, a tamten demonem. Żyli w dwóch odległych od siebie krainach oddalonych od siebie o kilkaset tysięcy kilometrów. Byli jak noc i dzień, potrzebowali siebie nawzajem, ale mieli całkowicie inne cele. Isaac chciał coś powiedzieć jednak wiedział, że ten go nie zrozumie więc wolał milczeć i czekać na to co ma być.
       Po chwil Luna leżący po lewej stronie szybkim ruchem zawisł na nim. Anioł poczuł szybkie bicie serca, które przyspieszyło kiedy demon musną delikatnie zewnętrzną stroną dłoni po jego policzku i zatrzymał się na delikatnych ustach chłopca. Isaac wpatrywał się w spokojne, pełne smutku oczy, które przynosiły mu ukojenie. Spiął się lekko kiedy Luna wsuną mu jeden z palców do ust sunąc po jego zębach, ale mimo to pozwalał mu na to. Ten nie widząc żadnych sprzeciwów za strony chłopca pozbył się palców, zbliżył swoją twarz do niego i pocałował na początku delikatnie, ale po chwili językiem zaczął trącać język blondyna. Na co ten otworzył szerzej oczy i próbował się od niego odsunąć, jednak demon nie pozwolił na to łapiąc go za podbródek. Isaac poczuł napływającą przyjemność, której tak bardzo gdzieś tam w głębi pragną, ale nadal próbował walczyć z tym uczuciem. Luna zaczął pieścić szyję chłopca, który mu to nieświadomie ułatwił odchylając głowę do tyłu. Czerwonooki jedną ręką przycisną nadgarstki chłopaka, który próbował się wyrwać ale przez rzucone wcześniej zaklęcie i miejsce, w którym się znajdował spowodowały, że był senny i bezsilny. Drugą ręką demon zaczął rozpinać jego koszulę składając przy tym setki pocałunków na całym jego ciele, demon był tak podniecony jak nigdy do tond i nie wiedział czy jest to związane z tym, że leży pod nim jeden z synów Gabriela, którego nienawidził i nakręcała go myśl, że odebrał mu coś ważnego czy też pociągała go tylko i wyłącznie osoba, którą był anioł. Nie był pewny tego uczucia, ale wiedział jedno, że teraz chłopak należy do niego i może z nim zrobić co tylko chce i nikt, ale to nikt mu nie przeszkodzi.
       Luna puścił nadgarstki chłopaka, a swoimi dłońmi jeździł w górę i w duł najpierw po jego obojczyku, później po torsie. Zaczął przygryzać jeden z sutków chłopaka na co ten jękną z bólu. Mały poczuł jak bardzo niechciane łzy zaczęły płynąć jedna po drugiej po policzkach kiedy demon zjechał ręką na jego męskość - Nie proszę przestań. Ja nie chce. Proszę zostaw mnie. Błagam dość... - takie oto myśli górowały w głowie chłopaka. Demon lizał go coraz niżej napotykając na swojej drodze pępek chłopca i wsunął w niego język. Powoli zaczął tracić kontrolę, szybkim ruchem zdjął z anioła spodnie do, których po chwili dołączyła bielizna. Teraz już niebieskooki leżał nagi pod jego ciałem trzęsąc się ze strachu. Ten widok jeszcze bardziej go podniecał, ale mu nie wystarczał chciał widzieć jego twarz. Złapał ręce, którymi Isaac zasłaniał płaczące oczy o czym demon nie miał pojęcia i przycisną je po obu stronach łóżka. Po tym co zobaczył całe podniecenie ulotniło się, a w jego oczach na nowo zawitał smutek, żal i ból. Chłopak miał czerwone od płaczu oczy i rozpaczliwy wyraz twarz, ale widać było że chciał zachować obojętność. Luna wstał i nakrył Isaaca kocem po czym wyszedł, a raczej zniknął z pokoju.



                                                                             ***


     Szedł po długim i ciemnym korytarzy napotykając służbę, która na jego widok opuszczała głowę i kłaniała się do pasa na co on w ogóle nie zwrócił uwagi i szedł dalej - Kurde Luna musiałeś no musiałeś to zrobić. Jego oczy.... cholera - uderzył z pięści w ścianę - o czym ja myślę, przecież to tylko jakiś tam anioł. Luna do cholery uspokój się - wszedł do wielkiej sali z około piętnastu metrowym stołem przy, którym sześć książąt piekielny siedziało wraz ze swoimi sługami i towarzyszami. Luna usiadł obok miejsca, które czekało na gościa honorowego, króla piekieł Lucyfera. Oparł o stół lewą rękę masując palcami skroń.
     
       - Hym... Luna co się dzieje, twój aniołek cię nie zadowolił? - spytał szydzącym głosem szaro włosy demon o czerwonych oczach, który siedział po jego lewej stronie jakieś trzy miejsca dalej. Miał znamię pod lewym okiem. Był to siódmy książę piekła, Leviathan. Luna nic nie odpowiedział tylko zmierzył go wściekłym wzrokiem.
     
       - Dobra, nic nie mówiłem - odpowiedział białowłosy i uniósł dwie ręce do góry. Wiedział, że w tej chwili lepiej nie denerwować trzeciego księcia piekieł i ulubieńca samego króla, bo widział już nie raz do czego był on zdolny pod wpływem gniewu.
     
       - Ira - powiedział do służącej o czarnych włosach i tego samego koloru oczach, która stała jakieś trzy metry za nim.
     
       - Tak panie - odparła posłusznie podchodząc do niego. Ukłoniła się w oczekiwaniu na rozkaz.
     
       - Zobacz co z nim i przyprowadź go kiedy się obudzi - powiedział zimnym i stanowczym głosem. Splótł swoje dłonie i oparł na nich podbródek.
     
       - Jak sobie życzysz panie - powiedziała grzecznie i ruszyła w stronę drzwi. Kiedy wyszła demony zaczęły zasypywać Lunę pytaniami.
     
       - Czyś ty oszalał...? - zapytał zdenerwowany Leviathan, który oparł się dłońmi o stół i podniósł się - wiesz co będzie jak król go zobaczy, przecież.... - nie dokończył, bo wtrącił mu się demon o fioletowych oczach i długich brązowych włosach. Siedział wdzięcznie w fotelu, która stała w rogu na przeciwko drzwi. Miał na imię Zamdat i był pierwszym księciem piekła.
     
       - Co będzie jak król go zobaczy? Za pewne nie szczególnego. Odeśle go do nieba i tyle. Przecież wiesz, że nie lubi niepotrzebnego rozlewu krwi, a do tego jeszcze sporu z Gabrielem. - powiedział nadzwyczaj spokojnym głosem popijając czerwone wino. - Mimo to nie rozumiem do czego zmierzasz Luna. Nie żebym się bał walki z aniołami, a w tej sytuacji to by było raczej całe niebo, ale nie wiem czy warto ponosić takie straty jak wiesz o czym mówię - powiedział jakby z lekką krytyką i zmierzył czarnowłosego.
     
       - Wiem o czym mowa, ale - zrobił głośny wdech i wydech, co mu się raczej nie zdarzało i popatrzył na niebieskookiego. - ale on ma coś w sobie, coś co mnie do niego przyciąga. Na początku myślałem, że to przez to, że jest jego synem, ale teraz nie wiem co mam o tym myśleć. Mam dziwnie uczucie kiedy on jest obok i wyprowadza mnie ono z równowagi, ale jest jeszcze gorzej kiedy go tu nie ma. - powiedział ze smutkiem i wplątał swoje dłonie we włosy opierając się o stół. Po krótkiej ciszy siedzący po drugiej stronie stołu jakieś siedem miejsc, demon o czarnych, długich włosach i żółtych oczach, który miał na imię Mamon i był drugim księciem piekła zabrał głos.
     
       - Hym... Luna słonko, wyczuwam tu nutkę... pożądania z twojej strony, czyżbyś znalazł swoją malutką omegę? - powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. Luna cały czas się mu przyglądał - jeśli tak to chcę poznać tego malca jak najszybciej - powiedział już w pełni ponętnym głosem.
     
       - Oszalałeś ? Ty nic tylko o jednym, po za tym on jest aniołem - powiedział, a może raczej wykrzyczał podkreślając ostatnie słowo.
     
       - Jestem demonem pożądania, pragnienia, seksu. Nie ważnie co mówisz ja i tak wiem swoje i powiem więcej. W tych sprawach nigdy się nie mylę, nie ma znaczenia kim on jest. Wkrótce dla ciebie, a nawet już teraz - tylko, że sobie z tego sprawy nie zdajesz, będzie się liczyła sama jego obecność. Będziesz pragnął jego bliskości, która cię uspokoi. Liczyć się będzie to, że on jest obok. Chociaż bardziej od bliskości będziesz pragnął jego szczęścia i zrobisz wszystko żeby mu je zapewnić, ale jak to mówią dopóki czegoś nie stracisz to tego nie docenisz - powiedział spokojnie cały czas spoglądając na Lunę, który po chwili spuścił głowę w duł wciąż opierając ją o dłonie. Potrzebował chwile odetchnąć, ale niestety jak na razie wszystko zmierzało w całkowicie innym kierunku. Nie chciało mu się już dłużej spierać wiedział, że tamten w tej sprawie nigdy nie przyzna mu racji więc nie ma sensu strzępić języka. Po jakichś dziesięciu minutach ciszy wielkie, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się. Ich oczom ukazała się najpierw służka, a za nią mały aniołek.



                                                                             ***


       Ira szła przez korytarz, aż dotarła do komnaty chłopca, popchnęła lekko drzwi i weszła do pokoju. Niemal zamarła na widok chłopca, to prawda była demonem, ale to nie znaczyło, że nie miała serca. W dodatku jako kobieta miała w sobie jakieś instynkty macierzyński, których rzecz jasna nie pokazywała. Mały już spał. Miał lekko podkrążone oczy, mokrą od łez twarz i w dodatku cały się trząsł. Nie wiedziała tylko czy powodem był strach czy też zimno, a może to i to. Podeszła do niego bliżej i dotknęła jego policzka. Wzdrygnęła lekko kiedy poczuła okropny chłód, mały był lodowaty jak poranne, wiosenne powietrze nic dziwnego, był przykryty tylko kocem i w dodatku nie miał na sobie ubrań. Pomyślała chwile co ma zrobić nie chciała bowiem iść do pana i żalić mu się o stanie chłopca. Uważała, że tamtego to nic nie obchodzi i że on odpowie jej tak jak kiedyś po podobnym pytaniu " Zabij go, a nie będziesz miała takiego problemu". Na samą myśl przeszły ją ciarki. W końcu przemogła się, podeszła do szafy i szybko wyciągając z niej czyste ubrania, które z taką samą szybkością jak i zwinnością znalazły się na chłopaku tak, aby go nie obudzić. Przykryła go kołdrą, pozbierała ubrania i poszła do kuchni po jakieś jedzenie i środki przeciw bólowe, które zamierzała podać chłopcu jak ten się obudzi. Dlaczego bowiem środki przeciw bólowe? Przecież nic chłopaka nie bolało, ale ona o tym nie wiedziała. Znała swojego pana i uważała, że wykorzystał tego chłopca jak w paru innych przypadkach. Jak mogłaby się mylić przecież jej pan to bezwzględna, bezduszna i zła osoba, która nigdy nie zaznała niebo. Luna był bowiem synem dwóch już nie żyjących upadłych aniołów. Kiedy wróciła do pokoju minęło może jakieś dziesięć minut. Zobaczyła jak mały siedzi na łóżku ze splecionymi na nogach rękami. Podeszła do niego po woli, aby go nie przestraszyć lecz zdziwił ją brak jakichkolwiek reakcji na jej obecność ze strony chłopca. Położyła tace na łóżku i popatrzyła na niego zatroskanym wzrokiem - Coś ty mu bydlaku zrobił ?- takie i podobne myśli zawitały w jej głowie.
     
       - Proszę jedz - powiedziała lekko zasmucona, ale chłopak tylko popatrzył na nią obojętnie. Nie wiedziała bowiem, że chłopak w ogóle nie rozumie co ona do niego mówi - nie bój się, jedz to pomoże - chłopak znowu na nią popatrzył i znowu nie domyślił się o co jej chodzi. Ta pochwyciła małego rogalika leżącego na tacy i przysunęła go przed twarz chłopca chwytając tym samym jego dłoń podała mu smakołyk. Chłopak wtedy już zrozumiał co miała na myśli. Uśmiechną się tylko i zaczął jeść wszystko z tacy. Kiedy skończył popatrzył na nią i skiną głową w ramach podziękowania.
     
       - Nie ma za co - uśmiechnęła się lekko i sympatycznie - Nazywam się Ira - powiedziała i wystawiła dłoń. Mały w tej kwestii akurat wiedział o co jej chodzi, ponieważ Zadkiel uczył go o zachowaniu innych aniołów jak i demonów. Uścisnął jej dłoń trochę nieśmiało co sprawiło, że był naprawdę słodki.
     
       - Isaac - powiedział niepewnie, bo nie był pewny czy taka odpowiedź jej wystarczy, na szczęście wystarczyła. Kobieta wstała, wzięła tacę i podeszła do drzwi gdy usłyszała wołanie chłopca

       - Ira - odwróciła się i ujrzała te błagalne niebieskie oczęta. Nie wiedziała co zrobić pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna poczuła narastające ciepło w sercu. Pokazała na tacę i wyszła z pokoju zostawiając chłopca dosłownie na minutkę samego.
     
       - Już jestem - powiedziała energicznie kiedy weszła do pokoju. Zobaczyła, że mały stoi przy oknie i wpatruje się w las - Wybacz, ale rozkaz to rozkaz. Muszę cię do niego zabrać - pomyślała i zawołała
     
       - Isaac - chłopak od razu odwrócił się - musimy iść - wystawiła do niego rękę, a on bez żadnych sprzeciwów chwycił ją i szedł tam gdzie ona go prowadziła. Nie wiedział czemu, ale czuł się przy niej swobodnie tak jak przy Zadkielu. Szli przez długi korytarz, aż w końcu dotarli na miejsce. Ira ucałowała go w czoło i pchnęła wrota.
     
       - Panie chłopiec się obudził - jak zawsze spokojna i pokorna.
     
       - Dobrze więc wpuść go - powiedział zimno, ale jego serce aż mocniej zabiło na myśl, że chłopca zobaczą teraz inne demony, nie chciał by inni go dotykali - Posadź go przede mną - tak jak powiedział tak też uczyniła Ira i wróciła grzecznie już bez żadnego rozkazu tylko z przyzwyczajenia za swojego pana. Mały siedząc po turecku na krześle przez chwilę śledził ją wzrokiem, ale w końcu jego oczy spotkały znane mu już z wcześniej szkarłatne źrenice, które były jak narkotyk uzależniający od pierwszego spróbowania. Luna czuł jak jego serce uspokajało się i wtedy przypomniało mu się co mówił Mamon "Będziesz pragną jego bliskości, która cię uspokoi. Liczyć się będzie to, że on jest obok. Chociaż bardziej od bliskości zapragniesz jego szczęścia..." . Spojrzał w jego stronę a ten tylko uśmiechną się triumfalnie, wiedział bowiem co chodziło mu po głowie.
       Po chwili do Isaaca podszedł z prawej strony brązowowłosy demon o niebieskich oczach, który był kuzynem Leviathana miał na imię Riju. Złapał blondyna za podbródek i przyciągną jego twarz do swojej.
     
       - Piękny jesteś skarbie - powiedział z dziwnym zadowoleniem na twarzy. Z drugiej strony pojawiła blondynka o niebieskich oczach, była córką brata Luny miała na imię Inori. Przejechała palcem po szyi Isaaca zjeżdżając pod bluzkę, zaczęła lizać go po tatuażu na jego ciele.
     
       - I słodziutki - zaśmiali się oboje. W tedy też Riju przez nieuwagę puścił go, a ten jak szybko mógł odepchnął od siebie dziewczynę i pod wpływem adrenaliny spowodowanej zaskoczeniem jak i strachem odepchną się od stołu wysuwając prawie nieświadomie swoje długie skrzydła, które uniosły go do góry. Wylądował na jednym z kamiennych podestów umieszczonych dwa metry pod sufitem. Siedział jak małe dzikie zwierze zamknięte w klatce i wystawione na pokaz w cyrku. Obnażył swoje anielskie kły. Nie wspomniałam wcześniej z braku okazji, ale u aniołów pod wpływem silnych emocji wydłużały się kły tak samo jak u demonów, ale nie służyły do picia krwi tylko do odstraszania przeciwnika. Dziękował Bogu za to, że nikt nie podleciał teraz do niego i nie widział go w takim stanie w jakim nie widział go nawet opiekun.
     
       - Wy - pokazał na dwójkę demonów, które wtargnęły do tego pomieszczenia bez pozwolenia. Luna aż wrzał ze wściekłości, ale przez obecność anioła próbował nad sobą panować - wynoście się z tond zanim was pozabijam! - próbował, ale mu się nie udało. Demony zniknęły jeszcze szybciej niż przyszły. Luna podążył wzrokiem w miejsce pobytu swojego aniołka i podniósł się z myślą sprowadzenia go na dół.
     
       - Zostaw - powiedział ze spokojem Mamon, którego słowa powstrzymały Lunę przed wysunięciem się czarnych skrzydeł. Ponownie nabrał i wypuścił głośno powietrze po czym usiadł na miejsce - Dlaczego ? - zapytał z irytacją czerwonooki
     
       - Bo pogorszysz tym swoją sytuację. Przed chwilą on nie panował nad sobą, kierował nim instynkt, który przysłania logikę. Dlatego daj mu ochłonąć, niech odzyska wolną wolę - Luna nic nie odpowiedział, ale przyznał mu w głowię rację - Niby taki flirciarz, a jednak umie powiedzieć coś mądrego od czasu do czasu - śmiał się do siebie w duchu. Siedzieli i rozmawiali może przez jakieś dziesięć minut, gdy do sali wszedł czarnowłosy mężczyzna z zielonymi oczami. Nie miał na sobie koszuli przez co było widać tatuaż znajdujący się pod żebrami po jego prawej stronie ciała. Był to najwyższy sługa Lucyfera nazywany Tubalem lub Kainem. Szedł szybkim krokiem w stronę Luny z raczej obojętną miną.
     
       - Co cię tu sprowadza kochanie? - zapytał z uśmiechem siedzący na krześle Mamon zasłaniając mu przy tym drogę ręką.
     
       - Oh zamknij się - wysyczał na niego ze skrzywioną miną na co ten od razu zabrał rękę. Kiedy ten go mijał Mamon przejechał palcem po całej długości jego kręgosłupa. Kain drgną lekko, odwrócił się i zobaczył jak demon pożądania oblizuje palec wskazujący, ukazując przy tym swoje kły i już czerwone oczy nie z okrągłymi, ale z podłużnymi źrenicami.
     
       - Jesteś pyszny mój malutki - powiedział zmysłowym i kojącym głosem, na końcu dodając zabójczo seksowny uśmiech. Zielonooki pociągał go od dawna, ale dzisiaj szczególnie i to nie dlatego, że nie miał górnej części garderoby, bo to było już u niego normą tłumacząc się przy tym, że zbyt często używa swoich skrzydeł więc koszula by mu tylko przeszkadzała. Bowiem już za parę dni miał nastać Mrok Światła, o którym wspomnę w późniejszych rozdziałach... chyba. Kain nic nie powiedział tylko westchną cicho i znów ruszył w stronę Luny.
     
       - Co cię tu sprowadza i to w dodatku bez Lucyfera? Niech zgadnę nie raczy się dzisiaj pojawić - powiedział poirytowany Luna. Był zły, bo kolejny raz król nie pojawił się na Radzie Najwyższych. Mimo to wszystkich zaskoczyło jego zachowanie i patrzyli na niego z niedowierzaniem. Przecież jak mógł powiedzieć coś takiego o swoim władcy. Poczuł jak do policzka zbliża się ręka Kaina, jednak nie odsunął się. Wiedział, że za obrazę Lucyfera należy mu się. Po uderzeniu siedział ze spuszczoną w dół głową skierowaną w prawo
- Wybacz, lekko się zapędziłem - popatrzył pokornie na demona. Nie bał się go wiedział iż Tubal jest od niego słabszy, ale póki stał po stronie najwyższego ten darzył go szacunkiem za jego wierność - Więc, co chciałeś powiedzieć?
     
       - Nasz pan i władca pojawi się dzisiaj na spotkaniu. Tylko trochę później. Musiał się zająć sprawami Piątej Bramy. Tak więc to tyle co chciałem przekazać. Do zobaczenia później - powiedział z lekkim uśmiechem na ostatnim zdaniu. Nie zdążył zrobić kroku kiedy z podestu zleciał chłopak, który staną po jego prawej
     
       - Daemonis filius Divinum - tak nazywano niegdyś Kaina w niebie " Anielski syn demona". Dlaczego tak? Bo jego matka współżyła z demonem jednak udało się jej to ukryć przed Bogiem do czasu aż się narodził, ponieważ miał czarne skrzydła. Matka zostawiła go i uciekła do piekł, a Pan zlitował się nad dzieckiem i dał mu moc anioła, ale nie zabrał jego czarnych ja noc skrzydeł, które miały mu przypominać o grzechu jego matki. Chłopak wpatrywał się w demona nie uświadamiając sobie co przed chwilą powiedział. Kaina zamurowało jak zobaczył chłopca i jeszcze powiedział te słowa których nikt dawno nie używał.
     
       - Co, kto cię tego nauczył? - spojrzał na dzieciaka, który odwrócił wzrok od upadłego - Chwila... czyżbyś mnie nie rozumiał ? Zaraz sprawdzimy - pomyślał i wprowadził swój plan w życie - Isaac, wiesz kim jestem - mały popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale dotarło do niego, że w końcu do niedawna sam był aniołem więc może dlatego jeszcze nie zapomniał tego języka.
     
       -O ile się nie mylę to jesteś synem upadłych Cylli i Lamecha zwany Kainem - powiedział jakby to były najobrzydliwsze słowa na świecie i popatrzył zarozumiale na demona.
     
       - Nie mylisz się mały - zaśmiał się po czym wrócił do poważnego wyrazu twarzy - i tak dla jasności. Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a zginiesz - patrzył cały czas na chłopca, który najwyraźniej nic sobie nie zrobił z jego słów tylko wpatrywał się w niego pustym wzrokiem.
     
       - Ha... tylko spróbuj, a zginiesz nieprawdaż Luna? - powiedział Mamon. Kain popatrzył za siebie i zobaczył kilka śmiejących się demonów i Lunę, który nie wiedział o co chodzi więc zapytał - Że co? Mógłby ktoś wyjaśnić o co tutaj chodzi. I to niby ja miałbym go zabić?
     
       - Oj Luna, Luna. Ty jak zawsze nie rozumiesz. - zaśmiał się po czym dodał stanowczo - Ira... powiedz mu jak się sprawy mają - Chwila ona mnie rozumie, a ja zamiast zapytać to jak głupi czekałem na zaproszenie. Jasna cholera... - pomyślał Isaac zaciskają dłonie w pięści i machnął odruchowo skrzydłami co spowodowało, że wszystkie oczy skierowane były w jego stronę podziwiając jego wdzięki. Na ten widok mały nieco się speszył i przeniósł swój wzrok na ścianę.
     
       - A więc Ira.... - Luna nie dokończył tylko gestem dłoni kazał jaj podejść, nie musiał bowiem mówić co ma robić dalej sama świetnie była tego świadoma.
     
       - Panie ten chłopak mówi w języku mało znanym tu w piekła... My upadli uczyliśmy się go dawniej w niebie od dziecka, ale teraz poznają go młodzi tylko w najlepszych szkołach mających na celu przygotowanie ich do wstępu do armii najwyższej. Oczywiście są też wyjątki takie jak on, które uczą się od pierwszych dni tylko i wyłącznie tego języka - Luna popatrzył z niedowierzaniem na chłopca, który przez całe przemówienie służącej, które tłumaczył mu Kain wpatrywał się w demona czekając na jego reakcje, która była całkiem inna niż się spodziewał. Sądził, że ten zacznie wrzeszczeć i będzie chciał się go pozbyć, ale tak się nie stało.
     
       - To prawda? - zapytał bezmyślnie - Kurwa co jest, przecież skoro nie rozumie to jak mi odpowie. Pff - pomyślał po czym zwrócił się do Iry nie spuszczając jednak wzroku z chłopaka. - Masz tłumaczyć - zwrócił się do czarnowłosej nie dając jej możliwości na odpowiedź - Siadaj Isaac - powiedział i pokazał na miejsce naprzeciw siebie. Ira posłusznie tłumaczyła. Chłopak rzucił okiem na miejsce, podszedł do niego i chciał usiąść, ale myśli mu na to nie pozwalały - Ha chyba śnisz, że będę posłuszny demonowi. Przykro mi, ale wole umrzeć niż usłuchać cię choćby raz - po tej myśli rzucił demonowi złowrogie spojrzenie, oparł głowę o oparcie i odpowiedział
     
       - A jak nie to co - na nowo narodził się arogancki i bezczelny Isaac. To zachowanie jak zawsze powodowało zaskoczenie. Nawet jego opiekun nie był przyzwyczajony do tak szybkich zmian nastroju z bardzo błahych powodów jak na przykład spytanie się go jak się czuje, bywało nawet że ten zaczął rzucać wszystkim dookoła. Jednym słowem wpadał w furie, której nikt nie potrafił do tej pory zatrzymać, bo po prostu się nie dało. Jedyną rzeczą jaką robiono w takich momentach to usuwanie mu się z drogi i czekanie, aż jego temperament zgaśnie.
     
       - Jak nie to nic - Luna wyczuł, że chłopak szukał zaczepki, ale nie miał zamiaru dawać mu do tego powodów. O dziwo poskutkowało, chłopak wyprostował się chciał usiąść, ale nie tam gdzie ten mu kazał. Szybkim ruchem stanął na stole i usiadł na nim przed Luną opierają nogi po dwóch stronach krzesła na którym siedział - Ha i co teraz robisz, rzucisz się na mnie. No dalej, w końcu jesteś demonem zrób to na co masz ochotę. Zabaw się.. - przez wcześniejsze pohamowanie chłopak chciał się wyładować, ale nie wiedział czemu zaczął prowokować w taki to sposób demona i do tego jeszcze te myśli... - Czyżby piekło zaczynało dawać o sobie znać, czy to właśnie zwą... pożądaniem. Muszę się uspokoić, ale nie mogę za bardzo się nakręciłem. Gorąco, ja chyba płonę i jeszcze te szkarłatne oczy które się na mnie nie patrzą. Niech ktoś mnie powstrzyma, bo nie chce żałować dnia dzisiejszego... Pomocy - chłopak nie miał już siły się opierać pomyślał również, że może się na nim zemścić podniecając go i odpychając. Oparł swoją głowę o ramię czerwonookiego i wypuszczał gorące powietrze na jego szyję co go podnieciło do granic wytrzymałości. Luna wysuną kły jak i wydłużył ostre szpony i źrenice. - Taaakk... o to właśnie chodziło, ale to jeszcze za mało ja dla mnie. Chce więcej - uśmiechną się lekko i polizał go po całej długości szyi co było najgorszym możliwym posunięciem ze strony anioła, który uśmiechnął się tajemniczo po reakcji demona.
     
       - Wyjdźcie stąd - powiedział rzucając złowrogi wzrok na pozostałych, którzy chcieli jeszcze pożyć więc nie protestując wyszli z sali rzucając lubieżne lub poirytowane uśmiech. Wiedzieli bowiem, że przerywać demonowi w chwili kiedy jest podniecony doprowadza do szału i prowadzi do przelewu krwi. Szkoda tylko, że o tym to nikt nie wspomniał blondynowi. Po wyjściu ostatniej osoby i zamknięci drzwi Luna błyskawicznie położył dzieciaka na kanapie stojącej obok fotela na, którym wcześniej siedział Zamdat. Gwałtownie wsunął język do ust Isaaca, który chciał mu przeszkodzić. Zaczął odpychać leżącego na nim demona, który jednak nic sobie nie zrobił tylko zaczął wkładać rękę pod jego górną część ubrania masując przy tym tors chłopaka. Wszystko działo się tak szybko, że mały nie wiedział nawet kiedy znalazł się bez bluzki. Chłopak już w ogóle nie był podniecony tylko wkurzony, że demon śmie go w ten sposób dotykać - Może troszkę przesadziłem, ale ty to już przeginasz. Odsuń się, bo nie ręczę za siebie - pomyślał był już wściekł miał wrażenie, że zaraz wybuchnie i tak też się stało kiedy poczuł ja demon wsuną rękę do jego spodni trącając jego męskość liżąc go po sutku. Mały nie wytrzymał, wysuną kły i zaczął syczeć. Demon spojrzał na niego i pomyślał z uśmiechem
     
       - Hym... niby taki słodziak, ale jednak też ma ząbki. Teraz to już na pewno cię nie wypuszczę - przysuną się do chłopaka i zaczął penetrować wnętrze jego ust, które aż się prosiły o więcej. Po chwili poczuł krew, odsuną się od niego uchylając swoje wargi i wkładając w nie palec, który po chwili wyją. Zobaczył, że była na nich krew co go lekko rozbawiło - Ugryzł mnie. On na prawdę mnie ugryzł. Trzeba przyznać odważny jesteś, a może raczej głupiutki - znowu zbliżył się do niego i pocałował, był jeszcze bardziej podniecony. Chciał w niego wejść już w tej chwili. Zsuną z chłopaka spodnie i zaczął rozpinać rozporek swoich - Nie dobrze...muszę coś zrobić. Isaac myśl, myśl kurwa - nie miał żadnego pomysłu demon zaś był coraz bliżej, lecz kiedy chciał zdjąć z chłopca ostatnią część garderoby poczuł mocne uderzenie w policzek. Tak jak myślicie to był Isaac i jak zawsze jeden z jego genialnych odruchów, który doprowadził demona do szaleństwa - O nie mój mały, tak to się bawić nie będziemy. Jesteś mój czy tego chcesz czy nie - machną i w tym momencie ręce chłopaka zostały związane nad głową jakimś sznurem, który był elementem dekoracyjnym sali. Na widok dzikich oczu demona przeszły go ciarki. Wiedział, że to było złe zagranie bez, którego by się obeszło ale co miał zrobić taka była już jego natura. Luna natomiast przestał zwracać na chłopca uwagę chciał dać mu nauczkę. Chciał żeby zapamiętał, że z nim nie ma takiej zabawy. Rozebrał chłopaka do naga i bez najmniejszego przygotowania wszedł w niego cały. Chłopak zaryczał jak dzika bestia kiedy poczuł ten niemiłosierny ból z oczu leciały grube jak ziarna grochu łzy. Czuł bowiem, że czerwonooki rozrywa go od środka. Demon nawet na niego nie patrząc zaczął przyspieszać, żeby sprawić chłopcu jak najwięcej bólu. Nie obchodziło go nawet, że z miejsca w którym się poruszał zaczęła wypływać krew. Chciał widzieć jego zapłakaną twarz. Sięgną ręką w jego kierunku, kiedy usłyszał otwieranie drzwi, w których stało kilkanaście aniołów. Odsuną się od chłopaka, stanął im na przeciw kiedy poczuł mocne uderzenie w żebra po, którym padł na kolana. Anioł minął go i podszedł do zapłakanego chłopaka.
       
    
                                                                             ***


       - Jasna cholera co on sobie myśli jak chce go bzykać to niech go zabierze do sypialni, a nie będzie tu sceny odstawiał! - wrzasnął Leviathan. Był wkurzony, że musi słuchać każdego rozkazu Luny, który stał od niego " wyżej"
     
       - Uspokój się młody. Jest taka zasada " Wystąp albo na wieki zamilknij ". Nie muszę ci chyba tłumaczyć co oznacza? - odpowiedział ze spokojem Mamon, któremu jak zawsze wszyscy się przyglądali. Leviathan nic już nie odpowiedział.
   
       Siedzieli tak może jakieś pięć może dziesięć minut, kiedy usłyszeli przeraźliwy wrzask. Byli pewni, że demon trochę przesadził skoro mały wydał taki odgłos bólu. Nagle poczuli dziwny przypływ światła kiedy ich oczom ukazał się we własnej osobie Gabriel w towarzystwie jeszcze kilku aniołów. Wszyscy wstali, wiedzieli już po co on przybył i co się teraz stanie. Nie mieli jednak zamiaru go powstrzymać, wręcz usuwali mu się z drogi. Kiedy ten ich mijał rzucił im zimne spojrzenie, był wściekły. Z sali dobiegł kolejny jęk i w tym samym momencie niebieskowłosy anioł wyminął Gabriela i otworzył drzwi. Wszedł do sali po czym uderzył z całej siły demona, który podbiegł do niego i opadł na ziemię. Miną go jednak i z zatroskaną miną podszedł do swojego krwawiącego podopiecznego, nie muszę chyba pisać skąd pochodziła krew. Nakrył go jakąś narzutą, którą ściągną z fotela i przytulił go do siebie.
     
       - Wybacz mój mały, wybacz - przytulił go jeszcze mocniej, gdy poczuł jak mały nie dusi się własnymi łzami. Próbował uspokoić go z całych sił - Wybacz, że cię nie ochroniłem.
     
       - Nie obwiniaj się - już trochę spokojniejszy położył mu dłoń na policzku - Zrobiłeś wszystko co tylko mogłeś, to ja nie posłuchałem. To tylko i wyłącznie moja wina - mówił wpatrując się w jego oczy, delikatnie uśmiechając się i składając pocałunek na jego czole
     
       - Wybacz mi....