sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 6

    Przepraszam za to, że tak wyjątkowo długo musieliście czekać, ale wszyscy uczący się znają tą męczarnię z okresem końca roku - masakra. Ogólnie to ten rozdział skończyłam pisać dzisiaj o 4 rano, ale net dostałam dopiero teraz w swoje ręce. Tak wchodzę i czytam anonim " Kiedy będzie następna notka?". Chcesz - masz...ha. Bez przeciągania miłego czytania

                  
                                                                                                                                  Kira

Komentujcie
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



       - Od dziś macie w klasie nowego ucznia - wszedł do klasy - to jest Isa... - przerwał kiedy zobaczył, że chłopak oparł się o ścianę na korytarzu - Wybacz, ale czy ty zaproszenie nie dotarło? Może wysłać jeszcze raz ? - uśmiechnął się złośliwie dyrektor do blondyna, który opuścił głowę i uniósł jeden kącik swoich ust, bo uśmiechem to bym tego nie nazwała i pewnym siebie krokiem wszedł do klasy. Dziewczyny lekko zagryzały wargi w uśmiechu i zaczęły szeptać między sobą, za to męska część klasy patrzyła na niego albo znudzonym albo wręcz zabójczym wzrokiem. Co się dziwić, Isaac był niczego sobie więc mógł zdobyć całkiem spore grono fanek, co reszcie nie było na rękę, bo dziewczyny w tej szkole to jakaś 1/3 część szkoły - mógłbyś ? - powiedział dyrektor przykładając tym samym rękę do skroni po czym odsunął ją od siebie dając tym samym do zrozumienia, żeby chłopak zdjął okulary. Tak też oczywiście zrobił - Dobrze więc mógłbyś się przed.... - nie dokończył bo zobaczył jak chłopak podchodzi do ostatniej ławki koło okna i zajmuje miejsce. Jego czyn wprawił  wszystkich w osłupienie, bo jak można tak się zachowywać w obecności dyrektora - skąd ten dzieciak się urwał... za grosz kultury - mniej więcej takie myśli zawitały w głowie reszty uczniów.


       - Nie zależy mi na tym, ale jeżeli tak bardzo Panu na tym zależy, to niech pan sam to zrobi - powiedział kładąc się na ławce i zawiesił swój wzrok na nauczycielu czekając na jego reakcje.

       - Co za bezczel.... - zaczął nauczyciel, ale dyrektor przerwał mu gestem dłoni.

       - Zostaw i nie zwracaj na to uwagi - powiedział nabierając głęboki wdech

       - Dlaczego, przecież - ten znów nie dał mu dokończyć

       - Rozkazy z góry - rzucił mu tajemnicze spojrzenie, na co tamten lekko uniósł brwi i na powrót popatrzył na chłopaka, który teraz wpatrywał się w przestrzeń za oknem.

       - Dobrze, rozumiem - powiedział i chwycił za wskaźnik do mapy po czym usiadł na biurku i oparł go na ziemi między nogami.

       - A więc tak, ten ów nowy uczeń ma na imię Isaac i jest on trochę od was młodszy więc zaopiekujcie się nim jak na starszych przystało, zrozumiano? - zapytał stanowczo

       - Tak, oczywiście - powiedzieli wszyscy, po czym głos zabrał jakiś chłopak - ale chwila, to chyba jakaś pomyłka... jak to młodszy przecież my jesteśmy na pierwszym roku i z tego co wiem to nie ma młodszych w tej szkole... - zapytał uczeń w ten sam sposób powodując, że nawet najbardziej znudzona lekcją część klasy spojrzał na dyrektora.

       - Bo nie ma, ale on jest wyjątkiem - powiedział, przejeżdżając ręką po głowie

       - Ile on ma lat ? - zapytał zaciekawiony, a jednocześnie zdenerwowany chłopak. Nienawidził specjalnego traktowania wobec siebie, albo kogokolwiek.

       - Czternaście - powiedział krótko, po czym wszyscy zamilkli i spojrzeli na Isaac'a, który już spał na ławce, głową skierowaną do ściany - na mnie już pora, po za tym wy macie materiał do zaliczenia, więc nie przeszkadzam - podszedł do drzwi - i pamiętajcie co mówiłem, macie się nim opiekować - skinął jeszcze nauczycielowi po czym opuścił kasę.

       Po wyjściu dyrektora Pan Takana, bo tak właśnie miał na imię blond-włosy nauczyciel, od razu przeszedł do prowadzenia lekcji. Mówił coś o początku upadków aniołów i o pierwszych wojnach jakie stoczyli, jakie straty wtedy odniosły obie strony i o wielu innych rzeczach. Jak już pewnie wywnioskowaliście był to nauczyciel historii, oczywiście historii nieba i piekła, a nie Europy czy Azji. Przez całą lekcję Isaac tylko raz usiadł jak należy, ale trwało to może jakieś dwie minuty. to było w tym samym momencie kiedy jakaś dwójka chłopaków zażartowała sobie z jednego, w taki sposób, że chłopakowi siedzącemu prosto niemal jak szlachcic pociągnęli za nogi od krzesła, a chłopak z wielkim hukiem wylądował na podłodze. Jednak nie to go obudziło, lecz krzyk nauczyciela, który wywalił dwójkę do pedagoga, a ich "ofiarę" ( bo tak na prawdę byli dobrymi przyjaciółmi ) do szkolnego medyka.

       Isaac dalej leżąc na ławce czekał na koniec lekcji, nie dlatego, że był znudzony lekcją, chociaż przerabiał już niektóre powiedziane przez nauczyciela rzeczy, bowiem lubi tego słuchać, ciekawiło go to. Po prostu było mu tak wygodniej, więc pozostał w takiej pozycji do końca lekcji. Po jednej i pół godziny zadzwonił wyczekiwany przez wszystkich dzwonek, wszystkich po za Isaac'kiem, bowiem z tego co się dowiedział od Zadkiel'a ma teraz matematykę później lekcję magii, następnie medycynę, jedno okienko, teorie w walce i dwie lekcje praktyki w walce. Do tego jeszcze te baby, które przez cały czas się na niego gapiły, a kiedy on rzucił na nie wzrokiem to tylko się odwracały i zaczynały chichotać. Na samą myśl, że ma mieć tak zaharowany dzień odbierała mu jakiekolwiek siły do życia, a najbardziej załamywało go to, że tak ma być codziennie. Z zamyślenia wyrwał go głos jakiegoś czerwono-włosego chłopaka, o takich samych oczach, który z wielkim entuzjazmem zaczął mówić.

       - Jestem Reita - wystawił blondynowi rękę jednak ten dalej tylko na niego spoglądał - a to jest Ren - pokazał na czarno-włosego z fioletowymi oczami, który stał z poważną i nieco ponurą miną po jego prawej - a to Isei - objął ręką niebiesko-włosego chłopaka po lewej, który wyglądał poważnie jak i lekko nieśmiało - mamy teraz matme więc może pójdziesz z.. - nie dokończył, bo Isaac wstał i stanął jakieś trzydzieści centymetrów od niego.

       - Sorry, ale nie jestem debilem i umiem rozróżnić numery klas, więc jednak nie skorzystam z pomocy, ale dzięki że spytałeś - na ostatnią część uśmiechnął się wrednie i ruszył przed siebie. Kiedy szedł czuł na sobie spojrzenia wszystkich ludzi znajdujących się w okół. Był bardzo zdziwiony, że w tak dużej szkole robią takie halo z nowego ucznia. W chwili kiedy rzucał im spojrzenia oni od razu się wycofywali i odwracali głowę. Słyszał tylko jak mówią " To on, ten nowy" albo " Nie patrz się na niego, słyszałeś co zrobił ". Na początku był zdziwiony ich zachowaniem, jednak już po chwili zaczęło go to bawić.

       - Ej ty, nowy....

     
                                                                              ***



       Na sali panowała cisza. Wszyscy ze zdenerwowaniem wyczekiwali przybycia króla. Luna opierał się o okno i obserwował spokój panujący na zewnątrz. Po ostatniej wizycie Gabriela zaczęły się ataki na armię demonów, zwłaszcza na jego 36 legion, był najmniej liczny bowiem znajdował się w jednym z najbardziej odległym aniołom miejscu, w pałacu Lucyfera. Wiedział co anioł miał na celu, przynajmniej tak mu się zdawało. Uśmiechnął się lekko kiedy przypomniał sobie jego wyraz twarzy na widok syna, który powiedział " Nie zabijesz go ". Poszerzył swój uśmiech jeszcze bardziej, kiedy stanęła przed nim twarz Isaaca, lecz po chwili spoważniał, dalej był na siebie zły za to co się stało, ale co zrobić czasu nie cofnie.  Teraz jedyne co mu pozostało to czekać na odpowiedni moment i wtedy.....Wyrwał się z zamyślenia, kiedy poczuł ciemną i silną aurę. Jako pierwszy wiedział, że przebył i jest coraz bliżej, bowiem znał go od urodzenia i spędza z nim mnóstwo czasu, więc już zapamiętał to i owo. Wszyscy spojrzeli na drzwi, które zaczęły się otwierać ukazując czarną postać. Wstali z siedzeń i uklęknęli na jedno kolano, pochylając głowę do ziemi i czekali do czasu aż ten nie zajął swojego miejsca, zaraz po nim zrobili to samo.

       - Co cię martwi ? - zwrócił się do siedzącego już obok Lunę, który nawet na niego nie spojrzał tylko powiedział smutno.

       - Ataki... - kłamał oczywiście, myślał w tej chwili o chłopaku, o tym co teraz robi, o tym że chciałby być z nim w tej chwili, a najbardziej to martwił się o to jak znosi zadane mu rany przez Lucyfera, wiedział bowiem, że najmniejszy dotyk demona jest dla niego niczym zatruta strzała, wręcz zabójcza. Lucyfer widząc jego minę zaśmiał się lekko.

       - Nic mu nie jest... - Luna znieruchomiał, wiedział że demon jest spostrzegawczy, ale jak...chwila, co on powiedział - pomyślał chwilę - skąd on?

       - Pozwól na chwilę - powiedział Lucyfer idąc w kierunku wyjścia, Luna wraz z Mamonem podążył za nim. Weszli do ogrodu, bogatego w przeróżne kwiaty, ale przede wszystkim w róże. Król wraz z Luną zasiedli na kamiennym kamiennych schodach przez, które można było wejść na podest. Zazwyczaj podczas jakichś obrad kiedy nie siedzieli w sali przychodzili tutaj. Lucyfer stał na podeście a reszta stała, albo siedziała przy podeście lub rzeźbach znajdującym się przy nim. Mamon natomiast zniknął za drzwiami jakiegoś starego, drewnianego domu nad, którym wił się korzeń drzewa.

       - Myślisz o nim - Lucyfer uśmiechnął się zmysłowo unosząc brwi do góry, ręce miał splecione na brzuchu i opierał głowę o wyższy schodek, kiedy zobaczył zmieszanie Luny pokiwał głową z rozbawienia - Już ci mówiłem, że nic mu nie jest...

       - Skąd... - nie skończył, bo drugi mu przerwał

       - Mamon - w tej samej chwili, demon wyszedł z domu. Król z Luną weszli na podest, a za nimi ów demon, zapomniałam dodać, że na środku tego podestu znajdowało się szklane naczynie stojące na pięknie rzeźbionej, szczerozłotej nodze. Cała trójka zebrała się przy nim, a Mamon wlał do niej czerwoną zawartość małej buteleczki jaką ze sobą przyniósł. Na znak Lucyfera demon chwycił Lunę za rękę, przyciągnął nad naczynie i przeciął sztyletem jego dłoń, z której poleciła czarna krew. Luna chciał coś powiedzieć, ale Lucyfer spojrzał n niego na wznak tego, żeby zrezygnował z tego - jak też zrobił. Mamon zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie. Już po chwili w naczyniu zamiast czarnej krwi, powstała czysta woda, a następnie jakiś obraz, który z sekundy na sekundę stawał się coraz wyraźniejszy. Luna otworzył szerzej oczy kiedy zobaczył Isaac'a. Nie mógł uwierzyć w to co widzi, niemal od razu przeminął smutek i pojawiło się pożądanie.

       - Uspokój się - Lucyfer zaśmiał się widząc jego wręcz wygłodniałe spojrzenie. Nie sądził, że tylko po tym jak go ujrzy, aż tak go zapragnie.

       - Ale jak mam to niby zrobić ? Jak nad tym zapanować ? Nie potrafię tego - zapytał nie wyrażając już żadnych uczuć Luna.

       - Nie da się... Pragnienia nie powstrzymasz do póki go nie zaspokoisz, ale jak na razie możesz jedynie je wzmocnić lub osłabić. Wszystko zależy od ciebie. Wiem co czujesz, ale.... - drugi demon wtrącił mu się

       - Właśnie nie wiesz... Nie masz swojej omegi i nie wiesz jakie to uczucie... - przerwał na chwilę kiedy zobaczył, że Lucyfer ze spojrzeniem pełnym tęsknoty i smutku opuścił głowę - chwila... nie masz swojej omegi, prawda ? - demon podniósł na niego wzrok - Jakim cudem. Przecież nigdy nic nie mówiłeś. Więc gdzie on jest ? - zapytał ze zdziwieniem

       - U siebie - uśmiechnął się lekko

       - Czyli gdzie ? - był lekko poddenerwowany tym, że demon nic mu na ten temat nie wspomniał, a teraz jeszcze żartuje sobie z niego

       - W niebie... -  uniósł głowę i przymknął na chwilę powieki, po czym zaczął nabierać powietrze w płuca.

       - Anioł - ogarnęło go jeszcze większe zdziwienie - Ale jak ? Dlaczego ? - przerwał i przetarł dłonią oczy - Dlaczego go stamtąd nie zabrałeś? Jesteś królem i masz wystarczającą moc, żeby...

       - To nie jest takie proste... - zaczął - on również nie jest taki słaby jak ci się wydaje... można by powiedzieć, że jest równie silny co ja

       - Żartujesz? - zapytał cicho, ale nie otrzymał odpowiedzi - Żartujesz, prawda ? Proszę cię powiedz, że tak.... - zapytał krzycząc, po czym na powrót trochę się uspokoił - kiedy go spotkałeś ?

       - Kiedy się urodziłem - Luna zamarł, był prawie pewny kto jest jego omegą. Jednak musiał to usłyszeć, ale bał się zapytać, nie on bał się usłyszeć odpowiedzi

       - Jak ma na imię - przełknął ślinę i wstrzymał oddech

       - Gabriel - powiedział krótko, powodując tym samym, że Luna zachłysnął się powietrzem.

       - eee.... Ja...Nie wiem co powiedzieć... Jak długo o tym wiesz ? - nie mógł wykrztusi z siebie ani słowa. Sądził, że to wszystko to jeden wielki sen, z którego nie może się obudzić.

       - Kiedy go spotkałem pierwszy raz po swoim upadku - powiedział i ruszył w stronę jakiejś rzeźby anioła o którą się oparł - Kara Boga... dobrze wiedział, że mi na nim zależy, a mimo to połączył nas w tak bolesny związek. Cóż, mówi się trudno - uśmiechnął się nostalgicznie.

       - Dlaczego więc... - nie dokończył, bo Lucyfer wtrącił mu się.

       - Go nie zabrałem ze sobą ?- dokończył  za niego - bo nie mogłem mu tego zrobić... Kiedy mrok zaczął mnie pochłaniać czułem ból... cierpienie. Myślisz, że chciałem żeby on czuł to samo ? To prawda, pragnąłem go ponad wszystko, ale powstrzymywałem się dla niego i robię to do dzisiaj. Chcę żeby tu był, ale tak jest lepiej dla niego. W końcu zrozumiesz Luna i zaczniesz przekładać jago dobro ponad swoje, nie zważając na to, że on cię znienawidzi i będzie chciał zabić... Na zawsze pozostanie najważniejszy - nastała chwila ciszy, a Lucyfer podszedł z powrotem do Luny - Teraz możesz go jedynie obserwować

       - Ale jakim cudem ja....

       - Powiedzmy, że w tej samej szkole jest pewna osoba, której przestało się podobać działanie tak zwanego Boga i zwrócił się z prośbą do mnie. Przedstawiłem mu propozycję, żeby użyczył siebie, a raczej swoich oczu i zbliżył się do Isaac'a, a w zamian otrzyma stanowisko w mojej armii.

       - Mogę na niego patrzeć cały czas ? - zapytał lekko szczęśliwie Luna

       - Tak, ale musisz co jakiś czas robić przerwy, ponieważ twoja aura zacznie być widoczna po pewnym czasie. I nie martw się zaklęcie jest tak dokładne, że tylko ty jesteś w stanie go zobaczyć - powiedział Mamon i opuścił ogród wraz z Lucyferem, który złapał go za ramię i z rozbawieniem dodał

       - Tylko nie siedź tu za długo....



                                                                             ***
    


       - Ej ty, nowy - powiedział jakiś brązowowłosy chłopak o zielonych oczach, na co Isaac odwrócił się - chodzimy razem do klasy, jestem Yun a to Haru - wskazał kciukiem na czarno-włosego chłopak obok, od którego biła niesamowicie złowroga aura - jestem przewodniczącym i w imieniu całej klasy chciałbym żebyś był naszym przedstawicielem w dzisiejszych, co miesięcznych zebraniach szkoły...

       - Nie dzięki - powiedział opryskliwie i obróciwszy się na pięcie poszedł przed siebie, jednak Yun nie miał zamiaru popuścić i podążył za nim

       - No weź nie bądź taki - złapał go za rękę - przecież nic na tym nie tracisz, będziesz musiał tylko zdać raport klasy, który dostaniesz na papieże i tyle - Isaac przewrócił oczami

       - Dobra niech ci będzie... - powiedział i ruszył we wcześniejszym kierunku,  słysząc jak brązowowłosy krzyknął jeszcze - Dzięki - Isaac zrobił jakieś trzy kroki i wpadł na jakiegoś chłopaka, który pojawił się z za rogu.

       - Ha, kto by pomyślał, że to ty jesteś tym przerażającym nowym uczniem - blondyn usłyszał znajomy głos - Yoshiro mówiłem ci, że oni wyolbrzymiają fakty - teraz już wiedział do kogo należy owy głos - no mały powiedz coś - wyciągnął rękę i zmierzwił jego włosy

       - Odpieprz się, jasne - blondyn odrzucił jego rękę od siebie. Chłopak lekko spoważniał i po chwili zaśmiał się. Chciał mu jeszcze chwilę podokuczać, ale jego przyjaciel rzucił mu karcące spojrzenie, więc powiedział tylko

       - Nie powinieneś  mówić takim tonem do przewodniczącego samorządu uczniowskiego Isaac - zdenerwowany chłopak ruszył szybkim krokiem pod kolejną salę lekcyjną.

       - Shusei, Yoshiro siema - krzyknął Yun, podszedł do nich wraz z Haru i zacisnął mocny uścisk na na ich szyjach. Chłopcy nie mal równocześnie odsunęli się od niego

       - Spadaj - powiedział ze zdenerwowaniem Shusei, krzywiąc się przy tym lekko

       - Spokojnie, chciałem tylko zgłosić jakiego mamy przedstawiciela - Na te słowa Shusei  uśmiechnął się i powiedział

       - No to słucham, kogo wybraliście? Ren'a? Isei'a? Czy może... - przerwał swoje pytanie, bo zielonooki wtrącił mu się

       - Isaac'a - na twarzy Shusei'a pojawił się pogardliwy uśmiech, po czym przystawił twarz do jego i wyszeptał

       - Tak jak myślałem, Yun. Przecież tak wredna żmija jak ty wykorzystuje każdą okazję żeby się zabawić. Znalazłeś sobie nową zabaweczkę? - rzucił okiem na ludzi stojących w korytarzu, po czym kontynuował - Nawet nie wiesz jak marzę żebyś upadł, wtedy z wielką satysfakcją mógłbym cię zabić - Yun'a przeszedł dreszcz, a Shusei odsuną się od niego z pozornym uśmiechem - Więc Isaac tak? - zaśmiał się jeszcze i wraz z Yoshiro poszedł po dalsze spisy przedstawicieli klas.



                                                       
                                                                                 ***



      Isaac siedział teraz skupiony całkowicie na lekcji medycyny, kiedy usłyszał dzwonek. Wszyscy jak opętani wybiegli z klasy, a on na samum końcu wręcz ślimaczym tempem poszedł do swojego pokoju o numerze 256. Wszedł do środka, zamknął drzwi kluczem, który na poprzedniej lekcji dostarczył mu jakiś nauczyciel i opadł bezwładnie na łóżko, nastawiając budzik, który miał zadzwonić za dokładnie 30 minut. Był tak zmęczony, że zasnął niemal od razu, marząc o tym żeby te pół godziny trwało wiecznie. Została niecała minuta do zadzwonienia budzika, który miał wyrwać go ze snu w pozycji embrionalnej i postawić na nogi. Chłopak, żałował bowiem, że się zgodził zostać tym całym przedstawicielem, bo musiał iść z powrotem ze swojego dormitorium do akademika tak jak na dwie ostatnie lekcję, a jak się wcześniej dowiedział miały być one odwołane, a na spotkanie morze przyjść kto tylko będzie chciał. On by oczywiście nie przyszedł.

       Po chwili jednak w całym pokoju rozległ się dźwięk dzwonka, a Isaac z zaspanymi oczami usiadł na krześle, po czym zlustrował drugie łóżko znajdujące się w pokoju i przez chwilę zastanowił się kim będzie jego współlokator. Wyrwał się jednak z zamyślenia kiedy spojrzał na zegarek i spostrzegł, że zajęło mu to prawie dziesięć minut, a za pięć ma być na  jakiejś arenie czy czymś tam - Co to mają być jakieś Igrzyska Olimpijskie - pomyślał i zaśmiał się mimowolnie. Sam nie wiedział kiedy znalazł się w wyznaczonym miejscu, gdzie czekał na niego nauczyciel.

       - No na reszcie, byłem pewien że nie przyjdziesz - powiedział białowłosy mężczyzna o żółtych oczach, który był jego wychowawcą - Nie ma czasu żebyś się przebierał, więc wychodzisz tak jak stoisz - powiedział i pchnął go do środka, po czym wszedł za nim.

       Isaac zaniemówił kiedy znalazł się na arenie, była ona bowiem wręcz identyczna jak ta, którą budowali kilkaset tysięcy lat temu tyle, że od wewnętrznej strony trybun rozciągała się metalowa krata. Isaac zaczął się rozglądać na wszystkie strony i powoli zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Czuł, że już to kiedyś widział, że widział już tych wszystkich ludzi i nagle sobie przypomniał, że śnił o tym jakieś trzy lata temu. Wtedy pamiętał tylko to, że obudził się z straszliwym krzykiem i płaczem, a teraz przypominał sobie powoli jego treść, przynajmniej jakieś urywki. Zamknął oczy kiedy usłyszał w głowie jakiś głos " Nie bój się rzeczywistości, a zacznij nią żyć. Wtedy zmienisz bieg czasu ". Wrócił na jawę kiedy poczuł szarpnięcie nauczyciela. W tej chwili spostrzegł, że stoi na samym środku obok kilkunastu przedstawicieli innych klas i ich nauczycieli, którzy przyglądają mu się z zaciekawieniem. Przeraził się kiedy przed oczami stanął mu widok wszystkich, skąpanych we własnej krwi. Znów usłyszał głos, a raczej głosy, które były całkowity przeciwieństwem poprzedniego, były zachrypnięte i śmiały się szyderczo po każdym wypowiedzianym zdaniu "jesteście martwi", "będziecie nas błagać o szybką śmierć", "kiedy drzwi się zamkną nikt was nie uratuje" "słyszysz nas synu Gabriela, ale nawet ty nas nie powstrzymasz" i na koniec ten śmiech, po czym znowu usłyszał ten męski i spokojny głos "Walka jest twoją siłą, więc walczy i wygraj" teraz już Isaac jedyne co słyszał to swój oddech i bicie serca. Spojrzał gdzieś na ten cały tłum i zobaczył zatroskaną twarz Zadkiel'a, na co zacisną mocno pięści i przełkną ślinę. Uspokoił się już całkowicie i zaczął obserwować wszystko co się dookoła dzieje starając sobie przypomnieć swój sen. Jak chciał tak się stało, bo po chwili drgnął kiedy stanęła przed nim wizja demona, który pozbawia życia jakiejś trójki chłopaków, odruchowo złapał się za gardło.  Spojrzał przed siebie i zobaczył dyrektora, który omawia zasady dzisiejszego "zebrania". Z powrotem spojrzał na widownię i zobaczył Nitael'a, Ithan'a oraz Mikael'a, którzy również spoglądali na niego z obawą, bowiem martwiło ich jego zachowanie, zwłaszcza iż wiedzieli, że jego myśli nie raz się sprawdzają. Chłopak na powrót się zdenerwował i zaczął się rozglądać, kiedy poczuł kolejne szturchnięcie.  Zobaczył, że uczniowie wybierają broń, więc on zrobił to samo. Do pasa, którego dostał od nauczyciela włożył kilka sztyletów i jeden miecz, a drugi chwycił w dłonie. Po chwili spostrzegł, że wszyscy opuścili arenę zamykając wszystkie drzwi, a jakiś nauczyciel wzniósł barierę ochronną, przez którą nic się nie wydostanie. Pomyślał, że teraz nie ma już odwrotu, że wszystkie karty zostały już rozdane, więc trzeba zacząć w grę.

       - Wasza trójka spieprzać stąd, ja tu stoję - powiedział Isaac, a chłopcy mimo iż byli starsi, bardzo się stresowali walką i nie kłócili się z nim tylko zrobili to co kazał. Po chwili brama otworzyła się i nastała cisza. Isaac pochwycił drugi miecz i zaczął wsłuchiwać się na nowo w swoje bicie serca i oddech. W twj chwili nic nie miało znaczenia, tylko walka. Zamknął oczy i znów to zobaczył ten sam obraz. Otworzył oczy i od razu zobaczył wcześniejszego demona, więc ruszył w jego stronę i jednym zamachem pozbawił go tym samym głowy jak i życia. Zrobił to z taką siłą, żę znalazł się w takiej pozycji jakby rozciągał swoje nogi ; jedną miał ugiętą, a drugą wyprostowaną. Wstał i otarł swoją twarz po której spływała krew, którą w ogóle się nie przejmował. Na powrót zamknął oczy i czekał na kolejną wizję, i zobaczył, ale zareagował trochę za późno, bo demon zaczął już rozszarpywać ciał jednego chłopaka, który próbował się bronić, ale nie dał rady. Jednak Isaac ruszył mu z pomocą i od tyłu rozciął demonowi cało klatkę piersiową, a ten padł na ziemię, blondyn go nie zabił, bowiem miał kolejną wizję i tym razem nie mógł się spóźnić. Stanął przed jakimś chłopakiem i wystawi miecz na wysokości głowy, a już po chili spotkały się dwa ostrza i zaczęła się walka. Najpierw demon przyparł chłopaka do muru ten jednak drugim mieczem przebił mu brzuch, co praktycznie nic nie dało, bo demon był silniejszy. Nachylił się nad nim i wyszeptał

       - Wiem, że należysz do niego, ale możemy się trochę zabawić - zaśmiał się i poczuł jak chłopak ponownie trafił go w brzuch tylko, że tym razem bliżej serca. Demon odsunął się jednak blondyn szedł za nim. Zaczęli walczyć na miecze, aż w końcu demon znalazł się na ziemi. Wtem Isaac podszedł do niego, położył nogę z mieczem na jego gardle, nachylił się i powiedział z wściekłością

       - Zapamiętaj to sobie. Ja należę tylko i wyłącznie do siebie - pchnął miecz i zabił go. Podszedł do chłopaka na którego wcześniej rzucił się demon i ściągną z niego koszulkę po czym rozdarł ją i przewiązał wokół rany, aby powstrzymać krwawienie. W tej chili nauczyciele wiedzieli, że jest coś nie tak i zdjęli barierę po czym wszyscy opuścili areną, a kiedy Isaac miał zrobić to samo naszła go kolejna wizja. Zamknął wejście na arenę i stanął na jej środku.

       - Co ty wyrabiasz? Wyjdź stamtąd - powiedział jego wychowawca - to nie jest zabawa...

       - Wznieś barierę - powiedział zimno

       - Co? - zapytał zdziwiony, a chłopak obdarzył go morderczym spojrzeniem i powiedział

       - Zaraz pojawi się kolejny demon, więc jak nie chcesz żeby wszyscy zginęli to wznieś tą cholerną barierę - wysyczał, a kiedy zobaczył zmieszanie nauczyciela, wrzasnął - Zrób to - nauczyciel sam nie wiedział czemu, ale posłuchał chłopaka, który na powrót zamknął oczy i naszła go wizja, ale była strasznie niewyraźna i nie widział w ogóle demona tylko ciemną aurę. Otworzył oczy i zobaczył jak zbliża się do niego mężczyzna o brązowych włosach  i czerwonych oczach od których nie mógł oderwać wzroku. W tej chwili wszyscy na arenie wpadli w panikę, jak tak wysokiej rangi demon mógł się tutaj znaleźć. Na razie napisze tylko, że był on jednym z książąt piekielnych.

       - Isaac uciekaj - krzyknął Zadkiel, a chłopak rzucił mu tylko puste spojrzenie

       - Nie posłucha cię, jest pod wpływem mojego uroku, więc nie ważne co zrobisz on cię nie posłucha, co ja mówię on nikogo nie posłucha - zaśmiał się i przejechał dłonią po twarzy chłopaka, obchodząc go dookoła - Idziemy, poznasz swój nowy dom, bez obaw na pewno ci się spodoba - chłopak zrobił dwa kroki i zatrzymał się. Walczył z nim z całych sił, kiedy przypomniał sobie te słowa "Walka jest twoją siłą, więc walczy i wygraj". Zaczął przejmować kontrolę nad swoim ciałem i udało mu się to.

       - Idziesz czy mam ci w tym pomóc - powiedział brązowowłosy i odwrócił się i zobaczył jak chłopak rzucił w jego twarz sztyletem, a ten wbił się w czaszkę pomiędzy oczami. Jednak pomimo zaskoczenia i zaciekawienia chłopakiem nic innego nie wywarło na nim wpływu, bowiem był on za silny i można go było zabić jedynie przebijając serce. W mgnieniu oka znalazł się przy chłopaku i rzekł mu do ucha - Już wiem co Luna w tobie widzi... i mi też się to podoba, więc będę cię obserwował. Do zobaczenia - ostatnie zdanie krzyknął w mniej znanym języku demonów, który jak ten się nie spodziewał Isaac znał.

       - W innym świecie - mówił w jego języku. Demon odwrócił się zdziwiony i po chwili rzucił wzrokiem na Mikael'a po czym uśmiechnął się

       - Jak sobie życzysz - mówił wciąż nie spuszczając wzroku z Mikael'a po czym podniósł sztylet na którym była jego krew i zaklęciem skierował go  stroną blondyna przecinając mu ramię - A to tak na pamiątkę naszego pierwszego spotkania - zmrużył oczy i skinął głową na pożegnanie op czym zniknął za wrotami, które zamknęły się.

       Isaac upuścił miecz i opadł na kolana trzymając się  za ranę do której dostała się krew demona. Wiedział, że po takiej ranie zostanie blizna, bo nie dało się ich do końca wyleczyć. Działało to jednak tylko w jedną stroną, bo jeżeli krew anioła dostanie się do organizmu demona to jest ona niemal, że wchłaniana przez niego. Ponoć to dlatego, że krew demona jest tak brudna, że splami nawet ciało anioła. Nauczyciel opuścił barierę, a Zadkiel jako pierwszy znalazł się przy chłopaku, wziął go na ręce i zaniósł do swojego gabinetu gdzie opatrzy jego rany i dał mu leki, po czym Isaac zasnął.

                                
                                                                            ***


       Luna stał w ogrodzie nad naczyniem i kiedy zobaczył, że jego mały aniołek zostaje zraniony przez tego demona powiedział wściekłym głosem.

       - Zabije cię, zabije za to co mu zrobiłeś....