Nareszcie napisałam nowy rozdział i szczerze to mi wieje nudą, życzę miłego czytania. A i .Chou(蝶)Erie.
chyba się nie obrazisz ja będę pisać imiona tak jak ty, bo masz rację tak wygląda ładniej, ale jak ci to przeszkadza w kom. a zmienię i nie pisz więcej, że "tracę swój cenny czas", ba ja jestem zwykłym typem zapewne tak samo jak ty i reszta tego świata więc jestem tyle samo warta co inni. Żeby ni było nieporozumień jak pisałam to wyżej to nie byłam zła albo coś :) Jak będą jakieś informacje niezgodne z poprzednimi rozdziałami to piszcie w komentarzach, bo do tego opowiadania miałam tyle pomysłów, że nie wiem co napisałam a co nie.
Komentujcie :)
Kira
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Isaac zaczął się budzić czując lekkie pieczenie w okolicach łopatek. Leżał na brzuchu z rękami wyprostowywanymi po obu jego stronach. Poruszał leniwie głową, która wraz z resztą ciała spoczywała na płaskiej i twardej powierzchni. Nagle poczuł jak coś rwie go po kościach w miejscu wcześniejszego pieczenia, podniósł się gwałtownie podpierając się rękoma. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się wraz z Zadkiel'em w gabinecie lekarskim w swoim domu. Na jego twarzy pojawiła się ulga i powrócił do pozycji leżącej tym razem kładąc się na dłoniach, które zaczął zaciskać kiedy jego opiekun ponowił wcześniejszą czynność.
- Co robisz ? - zapytał spokojnie blondyn wpatrując się w niebieskookiego.
- Zmieniam ci opatrunek, nie widać ? - odpowiedział niebieskowłosy, który był zły na chłopaka, że naraził się na kolejne niebezpieczeństwo
- Widać, ale dlaczego zdzierasz mi kości ? - Isaac wymruczał lekko żartobliwie chcąc poprawić nieco humor Zadkiel'owi co mu cię jednak nie udało.
- Bo po tylu dniach rany ci się nie zabliźniają, a ja muszę jak już mówiłem zmieniać ci opatrunki, które przyklejają się do skóry. A co do ran to masz głębokie zagłębienia w miejscu zakorzenienia skrzydeł przez co nie możesz ich wysuwać chyba, że " zdzieranie ci kości " nie bolało aż tak bardzo - powiedział i zarzucił złowieszczy uśmieszek.
Tak dla wyjaśnienia te "zakorzenienie" skrzydeł to było miejsce pod skórą w okolicach łopatek, w którym kości ciała były splecione "korzeniami" wraz z kościami skrzydeł, które po śmierci anioła oddzielały się od reszty i był palone w sposób uroczysty lub w wypadku silniejszych osobistości były przechowywane w kryptach do których tylko nieliczni mieli dostęp.
- To chyba jednak zrezygnuję, skoro wytrzymałem tyle dni to wytrzymam jeszcze... - przerwał - ile ? - zapytał lekko zdezorientowany i zdziwiony
- Myślę, że po jakichś dwóch tygodniach wszystko wró... - nie dokończył, bo mały wtrącił mu się
- Nie, ile już tak leże ? - Isaac był tego bardzo ciekawy zwłaszcza, że nie pamięta do końca co się tak naprawdę stało. Wiedział, że przebił ciało Lucyfer, ale nie wiedział czy on dalej żyje, czy tamten demon żyje i po tym co się stało czy i jeżeli tak to kto zginął - Ojciec... - wyszeptał, ale tak że Zadkiel usłyszał
- Na tym oto łóżku, pod moją całodobową opieką spędziłeś dokładnie cztery dni, a co do ojca to nic mu się nie stało zresztą tak jak całej reszcie - uśmiechnął się lekko widząc troskę w oczkach swojego podopiecznego - Uff, kamień z serca, bo śmierć głowy rodziny to akurat ostatnia rzecz jakiej bym chciał - blondyn odetchnął z ulgą.
- Dobrze by było jakbyś wstał - powiedział Zadkiel podchodząc w tym samym czasie do stolika i biorąc z niego czyste opatrunki po czym wrócił do chłopaka, który nic nie powiedział tylko pokręcił kapryśnie oczami - Podnieś ręce - powiedział do Isaac'a, który już stał przed nim i wykonywał posłusznie polecenie. Niebieskowłosy owinął go bandażem, kazał mu się wykąpać i ubrać u czyste ciuchy. Chłopak miał na sobie czerwony top, który wystawał spod rozsuwanej, czarnej bluzy z kapturem. Do tego jeszcze białe, podarte jeansy i szare podchodzące pod czerń, sznurowane buty do łydki przypominające nieco glany tylko, że nie miały tak wysokiej koturny i były dużo węższe. Isaac po zawiązaniu butów przejrzał się w lustrze i uznał, że nie jest aż tak źle. Co prawda wyglądał super sexy, ale nigdy jakoś nie liczyło się dla niego ubrania o ile nie było zbyt skąpe czy za bardzo ciepłe. Stał i patrzył na siebie, lecz po chwili odruchowo pomasował się po krtani i wzdrygnął lekko gdy ujrzał, że czegoś brakuje. Zaczął patrzeć po stołach, szafkach i nawet po ziemi w poszukiwaniu jego skarbu.
- Tego szukasz ? - Isaac momentalnie się obrócił i ujrzał opierającego się do róg drzwi ojca, który trzyma w dłoni jego skarb, którym był krzyż z czarnego złota ozdobiony na każdym końcu i na środku jasno fioletowymi kamieniami. Mały wstał i z ulegle opuszczoną głową podszedł do Gabriela.
- Tak, więc czy mógłbyś mi to oddać ? - pomimo, że dosłownie wypluł całe zdanie, to pamiętał o szacunku wobec ojca, nie śmiał spojrzeć mu w oczy. Sądził, że tak będzie najlepiej, ale nie wiedział, że robi coś niepotrzebnego.
- Haha, kto cię tego nauczył co? - mały poczuł się urażony, zadrwiono sobie z niego i zbrukano jego godność. Wściekł się, wyrwał ojcu swój krzyż i szybkim krokiem wyminął go
- No już dobrze, nie złość się tak. Musisz w końcu ich poznać.... czekają na ciebie w salonie - na ostatnie słowa Isaac'owi serce mocniej zabiło. Nie ze strachu lecz ze zdenerwowanie. Ruszył w stronę pokoju dziennego, a jakieś trzy metry za nim Gabriel.
Kiedy znalazł się przed drzwiami chwilę się zawahał, czuł jak miękną mu nogi a oddech staje się płytki. W końcu przemógł się i pociągnął za klamkę, popychając szybko drzwi. Od razu poczuł na sobie te wszystkie spojrzenia, których było co prawda nieco więcej niż się spodziewał.
- Wejdź do środka mój synu - Isaac poczuł jak od samego czubka głowy aż do stóp przeszedł go zimny dreszcz, kiedy ojciec szeptał mu do ucha. Westchnął i rzucił wzrok na ścianę po prawej po czym wszedł do środka - Siadaj - białowłosy wskazał mu miejsce na fotelu obok siebie.
- A więc Isaac, ten oto białowłosy o zielonym spojrzeniu to mój najstarszy syn, jest lekko chłodnawy, ale jest dobrym i rozsądnym bratem. Więc jak mnie nie będzie w pobliżu to możesz zwracać się do niego z każdym problemem. To jest mój drugi syn, Ithan - pokazał na niebieskookiego o długich brązowych włosach - jest mądry i uczciwy, więc nie musisz się bać powierzyć mu jakąkolwiek tajemnicę. To jest Sitael - pokazał na fioletowookiego o takim samym spojrzeniu - jest on... - nie dokończył widząc spojrzenie fioletowookiego, zaśmiał się do siebie i stwierdził, że przedstawienie się po imieniu wystarczy - Raziel - pokazał na różwowowłosego o jasno zielonych oczach - Akihito - żółte oczy i włosy - Anhel - szarowłosy o czerwonych oczach -Cambriel - niebieskooki o białych włosach - Tsatkiel - fioletowo włosy o jasno fioletowym spojrzeniu - Rejel - fioletowe włosy i niebieskie oczy - Elemiach - niebieskooki o takich samych włosach - ich już znasz - wskazał na Kire, Seliach'a i Mikael'a - więc nie ma potrzeby was przedstawiać, teraz porozmawiajcie sobie a ja zaczekam za drzwiami - Isaac ruszył wzrokiem za Gabrielem do chwili zniknięcia za drzwiami, spojrzał na braci i ich obojętne miny. Nie wiedział w ogóle jak ma się zachować, co powiedzieć, chciał zdobyć o nich więcej informacji, ale był za bardzo zawstydzony przebywaniem w ich obecności. W końcu byli wojownikami od paru do kilkunastu lat, a on był małym, niedoświadczonym czternastolatkiem. Od dziecka nasłuchał się o ich dokonaniach i to mu tak bardzo imponowało, że chciał stać się tak samo silny jak oni, chciał pokazać, że jest godzien swojego rodu, że stanie się świetnym obrońcą nieba i będzie walczył z demonami, nie wiedział jednak, że tak szybko to nastąpi.
- Od kiedy ty taki cichy jesteś, co mały ? - zapytał Cambriel. Isaac siedział z głową opuszczoną w dół, ale na pytanie podniósł swoje zmęczone oczy i spojrzał na brata. Bolały go całe plecy, głowa i lewe ramię, które masował prawą ręką opartą o stół. Najchętniej położyłby się teraz spaś do swojego cieplutkiego i miękkiego łóżka i obudził za dwa dni - Ha kto by pomyślał, że taki grzeczny z ciebie chłopczyk. Nie powiedziałbym, że zebrałeś w sobie tyle odwagi na walkę z demonem... Pff co ja gadam nie uwierzyłbym, że jesteś w stanie utrzymać miecz w tych swoich malutkich rączkach - blondyn nie miał siły go słuchać, a co dopiero odpowiadać więc oparł głowę o swoje ramię i położył się na stół. Czuł jak oczy mu się zamykają, kiedy nagle niebieskowłosy chłopak wyglądający na mniej więcej tyle samo lat co on usiadł okrakiem na jego kolanach. Isaac był zaskoczony co było widać na jego twarzy kiedy wrócił do pozycji siedzącej.
- Coś nie tak, że masz taką minę ? - Blondyn rzucił okiem na nogi niebieskowłosego i z powrotem popatrzył mu w oczy unosząc lewą brew - Ah więc o to ci chodzi, nie martw się wiem co on ci zrobił braciszku i nie mam zamiaru tego powtarzać więc nie masz się co martwić - Isaac zacisnął ręce w pięść na co niebieskooki się uśmiechnął i dłonią nakierował jego twarz w swoim kierunku - ale przyznam, że słodki jesteś z tą miną - drugą ręką zaczął bawić się jego włosami - aż chciałbym cie zjeść
- Wrrrr - warknął Rejel, na co niebieskowłosy tylko się uśmiechnął i pchnął Isaac na siedzenie chcąc zrobić nazłość swojemu partnerowi. Udałoby mu się to gdyby nie to, że blondyn poczuł przeszywający ból w plecach i błyskawicznie wstał chwytając brata za rękę, którą trzymał jego twarz i rzucił nim o ziemią sycząc głośno.
- Elemiach - krzyknął Rejel podbiegając do niego - nic ci nie jest - chłopak przytaknął mu, a ten od razu spojrzał na blondyna, który im się przyglądał i czuł się trochę winny - ty.... - niebieskowłosy przerwał mu
- Daj mu spokój Rej, nic mi nie jest więc przystopuj trochę - powiedział chłopak, a fioletowo włosy pomógł mu wstać. Isaac rzucił mu jeszcze puste spojrzenie i ruszył w kierunku drzwi.
- Ty... - powiedział Mikael uderzając chłopaka w policzek - nie nauczono cię dobrego zachowania ? Jeżeli nie to ja chętnie się tym zajmę. Jesteś rozpuszczonym, głupim i nic nie wartym bachorem. Zachowujesz się jak nie wiadomo kto kiedy tak naprawdę nie jesteś nikomu potrzebny, wręcz przeciwnie nic tylko ciągle sprawiasz jeszcze większe problemy. Nigdy nie będziesz moim bratem. Najlepiej byłoby jakbyś się nigdy nie urodził, jesteś jedną wielką pomyłką i .... - przerwano mu
- Mikael przestań. Nie widzisz, że to jeszcze dziecko. Pozwól mu się przystosować, w końcu nic wielkiego się nie stało - powiedział spokojnie najstarszy z braci
- Nie on ma rację ! - podniósł głowę i mówił dalej ze smutnym uśmiechem próbując ukryć jak bardzo słowa Mikael'a go zabolały - Wiem, że jestem największym błędem Boga, tchnął we mnie życie, ale nie otrzymał nic w zamian poza rozczarowaniem. Dzieciak, który ma wszystko, a i tak narzeka, cóż za niewdzięczność. Nie zasługuje nawet na śmierć, która byłaby dla niego ukojeniem. Chłopak nic nie warty, niepotrzebny nie zostawi po sobie żadnego śladu poza bólem, nie był warty duszy, tego świata ani śmierci. Dlatego zgadzam się z tobą, nie powinienem się nigdy narodzić - chłopak spoważniał, a raczej zesmutniał, przynajmniej jego twarz pozbawiona uśmiechu sprawiała takie wrażenie. Wszyscy patrzyli na niego z lekkim bólem, sami to przechodzili, byli wychowywani w taki sam sposób jak on, tyle że ich samotność trwała krócej, bo pomiędzy ich trzynastką największy okres samotności przeżył Mikael, bo do czasu jego urodzenia wtedy najmłodszy Rejel miał już 19 lat i opuścił dom w którym się wychował, a po 11 latach narodził się Seilah przerywając samotność Mike, która jednak zostawiła po sobie widoczny ślad. Poza tym nie miał swojego partnera tak jak pozostali i nie mógł z nikim szczerze porozmawiać, przez co był zamknięty w sobie i nie lubił obcych. Jednak nie wiedzieli, że z Isaac'iem jest aż tak źle, nie ma w nim najmniejszej chęci do życia, nie okazuje w ogóle uczuć pomijając "maskę" którą nosi na co dzień.
- O czym ty mówisz, to nie prawda - powiedział zdziwiony i wręcz wzburzony Ithan
- Wierzysz w to co powiedziałeś ? - wrzasnął Isaac, wpatrywał się w oczy brązowowłosego z żalem, lecz po chwili westchnął z wyczuwalną rezygnacją. Opuścił lekko głowę i szedł w stronę drzwi - Odpowiedz mi jak poznasz moja prawdziwą osobowość - powiedział spokojnie i wyszedł mijając bez żadnej reakcji Gabriela, który stał zaraz za drzwiami opary o ścianę. Białowłosy wszystko słyszał i wiedział, że chłopak potrzebuje czasu, którego jednak nie mógł dostać więcej niż jeden dzień. Będzie mu ciężko, ale takie jest życie i nic nie można na to poradzić.
Isaac szedł przez liczne korytarze, aż w końcu dotarł do swojej ulubionej sali - sali treningowej. Za miesiąc kończy czternaście lat i będzie mógł zacząć swoje dwuletnie przygotowania i zacznie chodzić do szkoły. Jednak kochał to pomieszczenie dlatego iż był stąd najlepszy widok na miasto i jego mieszkańców. Dzięki temu nie czuł się tak samotny. Uwielbiał obserwować innych, a po tak długim czasie wykonywania tej czynności było to dla niego normą. Najchętniej usiadłby na najwyżej położonym oknie, jednak nie mógł tego zrobić ponieważ dostać się tam mógł tylko i wyłącznie za pomocą skrzydeł, których tak jakby na tą chwilę ich nie posiadał więc usiadł na najniższy parapet i nawet się nie zorientował kiedy zasnął rozmyślając o słowach Mike, które z każdą sekundą przynosiły coraz więcej bólu. Rękami trzymały kolana i oparta na nich głowę, którą skierował w stroną obrazu na przeciwnej ścianie. Przedstawiał on jakąś walkę, co prawda było tam więcej znaków, których znaczenia nie znał niż jakichś konkretnych postaci, przynajmniej tak mu się wydawało. Po jakichś dwóch godzinach usłyszał jakieś głosy i urywki rozmów, jednak wszystko mu się zlewało i nie był pewny kto mówił jaką część - Nie da rady.... jest jeszcze za młody....za mało czasu... ale już go widzieli... zaczną polować....przemyśl to jeszcze.... jego rany....Isaac zginie - mniej więcej tyle usłyszał i tyle mu wystarczyło żeby go obudzić. Zobaczył ojca, opiekuna i wszystkich braci z wyjątkiem Mikael'a.
- Nic ci nie jest ? - zapytał Zadkiel, chcąc zmienić temat, który najwidoczniej działał na niego drażniąco - mówiłem ci żebyś uważał - nie pozwolił chłopakowi odpowiedzieć - wstawaj - powiedział z lekkim zmęczeniem i rozczarowaniem, po czym podszedł do szafki w kącie i wyciągnął bandaże. Błyskawicznie znalazł się przy Isaac'u i zaczął ściągać mu koszulkę jednak ten złapał go za rękę, nie chciał bowiem pokazywać jaki jest słaby przed nim - Co jest ? Przecież muszę ci zmieni ci opatrunek - no i poddał się, wiedział że z opiekuńczością Zadkiela nic nie może się równać, westchnął lekko i ściągną koszulkę na której była najprawdopodobniej jego krew. Obrócił się rękami przodem do ściany i mocno zacisnął zęby kiedy niebieskowłosy kończył odwiązywać stary bandaż wiedząc, że teraz najgorsza część. Głucho jęknął z bólu kiedy przy końcu Zadkiel mocno pociągnął za opatrunek odrywając go, sięgną po jakieś narzędzi przypominające szczypce tylko, że miało na końcu dwa haczyki. Włożył mu je do rany wyciągając zakrwawiony materiał. Isaac oddychał ciężko i do tego było mu strasznie gorąco - Anhel, Akihito potrzymajcie go - blondyn wzdrygnął się, ale tylko tyle bo był trzymany w pasie przez Akihito i za ręce przez Anhel'a - Spokojnie Isaac, tylko spokojnie - powiedział opiekun i oblał całe plecy wodą utlenioną. Mały wydłużył kły i zaczął ryczeć, wił się, rzucał, po prost nie mógł się uspokoić do czasu aż stracił siły. Opierał się teraz o ramię Akichito, który chwycił go mocniej gdy ten się zachwiał. Wystarczyło kilka oddechów kiedy tak jakby odzyskał "świadomość". Momentalnie odepchnął brata od siebie i usiadł w kącie trzęsąc się z zimna, w tej chwili nie ufał nikomu - Zostawcie go - spojrzeli w stronę Zadkiela - najlepiej byłoby gdybyście wyszli i poczekali chwile przed drzwiami, wszyscy - opiekun zlustrował Gabriela
- Skoro tak uważasz, chodźcie - odparł białowłosy
- Nie zgodzę się z tobą Zadkiel, pozwól że ja z nim zostanę podczas gdy wy opuścicie salę - odpowiedział Anhel, bowiem blondyn przypominał mu siebie za dawnych czasów, sam pamięta jak był dziki, nieufny i samotny do czasu aż nie spotkał Akihito, który pokazał mu wszystko z całkiem innej perspektywy niż do tamtego momentu. Wiedział jak bardzo mu to pomogło i chciał pomóc bratu - nie martw się, wiem co robię - spojrzał na swojego partnera, który martwił się bo wiedział co blondyn wcześniej zrobił pod wpływem strachu, a nie chciał aby stała się krzywda jego maleństwu - idź - Anhel został sam z Isaac'iem, usiadł na parapecie naprzeciwko niego.
- Boisz się prawda ? - blondyn od razu spojrzał na niego - strach przejmuje kontrolę nad całym twoim ciałem, w końcu trafia do umysłu i niszczy cię od środka, zupełnie jak narkotyk, którego nie możesz się wyzbyć. Czego się boisz ? Śmierci, bólu, samotności... - zapytał z hipnotyzującym głosem i podszedł trochę do chłopaka -...a może miłości, przyjaźni, bliskości - mówił wolno robiąc chwilowe przerwy - czy niezrozumienia, porzucenia, zdrady - przerwał - a więc trafiłem - dodał ciszej widząc jak chłopak zjechał wzrokiem na okno. Miał racje Isaac nie bał się miłości, ale odrzucenia, nie bał się przyjaźni a zdrady, nie bał się bliskości lecz niezrozumienia. Sądził, że jedyne co jest w stanie zrobić to ranić i sam tylko na to zasługuje, ale bał się tego bardziej niż śmierci czy tortur. Bowiem ból psychiczny był dla niego niezrozumiały rany, króre zostawiał nigdy się nie goją lecz krwawiły jeszcze bardziej - Pamięta, że jesteś silny i od teraz nie jesteś już sam, masz nas - klęknął przed nim i ujął jego twarz w dłonie, patrzył mu w oczy - strach i samotność zostawiły po sobie ślad - nieufność. Jesteś jak popsuta zabawka, której nikt nie mógł naprawić aż do dziś. Nie wiem jak ty to widzisz, ale nie jesteśmy aż tacy źli jak ci się zdaje. Można powiedzieć, że przeszliśmy trochę i nie czujemy się dobrze w nowym towarzystwie, ale to tylko kwestia czasu. Zaufaj mi, nam a nauczymy cię pozbycia się strachu. Isaac proszę - miał błagalny i zatroskany wzrok podobnie jak blondyn. Prawda nie ufał mu, a raczej nikomu z nich ale postanowił zaryzykować. Westchnął i pokiwał głową na zgodę. Anhel wstał.
- Pomogę ci - wystawił do niego rękę, którą zlustrował Isaac, ale nie korzystając z pomocy. Sam odepchnął się od ziemi rękami, jednak zrobił to za szybko, bo kiedy stał to zrobiło mu się słabiej i upadłby gdyby szarowłosy go nie złapał.
- Nic ci nie jest ? - zapytał owijając sobie jego rękę wokół szyi, jednak nie na długo, bo blondynek odsunął się od niego - Dobra bez dotykania, ale za to pójdziesz teraz ze mną do ojca i chwilę wysłuchasz co ma ci do powiedzenia okej ? - oznajmił z lekkim uśmieszkiem na twarzy
- Niech ci będzie - wymamrotał wywijając oczami. Po chwili drzwi do sali otworzyły się i wszyscy, którzy stali za drzwiami weszli do środka. Gabriel niemal od razu przeszedł do sedna.
- A więc powiem krótko, po tym co zrobiłeś możesz zostać celem demonów. Dlatego też od jutra zaczniesz uczęszczać do szkoły Armi Boga. Jest to co prawda niespotykane żeby czternastolatek uczył się na wojownika jednak powiedzmy że wiek to małe niedociągnięcie i nauczyciele przymknął na to oko. Dla jasności nie pytam czy chcesz tam jutro pójść po prostu masz iść. Rzecz jasna nie będziesz sam, bowiem twoi bracia na zmianę uczą parę godzin dziennie w tej szkole, co prawda nie codzienni ale zazwyczaj. Po za tym Zadkiel na jakiś czas będzie z tobą w końcu wie jak zająć się twoimi ranami. Rzeczy masz już spakowane więc nie kłopocz sobie tym głowy, a teraz idź wypocząć, jutro wstajesz o świcie - uśmiechnął się widząc zaskoczoną minę chłopca, jednak wiedział że zrobi co powinien nie narzekając przy tym zbytnio i miał rację, bo Isaac skiną głową i udał się do swojej sypialni. Zobaczył na zegarku że jest dopiero ósma, ale był zmęczony i musiał jutro wcześniej wstać więc rozebrał się po czym założył krótkie spodnie od piżamy i położył się spać. Przykrył jeszcze do prawie połowy swoje nagie plecy kołdrą i nie wiedział nawet kiedy zapadł w miły i odprężający sen po tym stresującym i wyczerpującym dniu.
***
Była 4 rano, kiedy Zadkiel wszedł do pokoju chłopaka by go obudzić. Zaśmiał się kiedy zobaczy, że chłopak śpi jak zabity i to jeszcze w takiej pozycji. Nie dość, że nogi miał na poduszkach to jeszcze jedną z nich tak jak i prawą ręką miał na ziemi. W dodatku te rozczochrane włosy. Normalnie jakby dwie godziny temu położył się spać po dwu dniowej imprezie. Mimo to wyglądał słodko i aż szkoda było go budzić, jak mus to mus. Zadkiel podszedł do łóżka i pochwycił budzik, zaczął wciskać jakieś tam guziki, odłożył go po czym z uśmiechem usiadł w fotelu.
- Trzy, dwa, jeden...drrrrrrr - zadzwonił budzik, był tak głośny, że chłopak otrząsnął się i chciał go wyłączyć sięgając ręką, ale że był na skraju łózka spadł na ziemię
- Cholera jasna - pogłaskał się po głowie - Zadkiel co to ma być ? - zapytał kiedy ten się zaśmiał.
- Było mi tak szkoda cię budzić, że wyręczyłem się budzikiem - znów się uśmiechnął, po czym podszedł do Isaac'a i podniósł go
- Ała, kurwa mać - skrzywił twarz
- Ej, przystopuj trochę. Co to za słownictwo? - spoważniał lekko - masz godzinę do wyjazdu, ale za pół godziny masz zejść na dół, wykąp się, ubierz, a jak przyjdziesz to zjesz śniadanie, umyjesz żeby i jedziemy. Po pół godzinie Isaac zszedł na dół. Miał na sobie czarne, potargane spodnie z białym paskiem, takiego samego koloru koszulkę z białym krzyżem i oczywiście jeden ze swoich cennych naszyjników. Podszedł do lustra, fioletowy krzyż owinięty kolcami wyciągną spod bluzki i dodał jeszcze okulary przeciw słoneczne. Chwycił bordową bluzę i skierował się do kuchni.
- No jesteś wreszcie już miałem po ciebie iść, jedz szybko i wychodzimy - powiedział pośpiesznie Zadkiel dając mu talerz z kanapkami i jajka na miękko. Chłopak zjadł umył zęby, założył kolejne glany, tym razem bordowe pasujące do bluzy. Wyszedł z domu i wsiadł do czarnego samochodu obok opiekuna. Całą drogę spędził wgapiając się w świat za oknem, który bardzo mu się podobał. Te lasy, jeziora, góry, łąki i do tego jeszcze piękna, bezchmurna pogoda. Po jakichś czterech godzinach byli na miejscu, wywnioskował to z tego, że stanęli a jego walizki były wyciągane przez szofera. Wysiadł wraz z opiekunem i znieruchomiał kiedy zobaczył cały budynek z piękną fontanną na środku podjazdu. Ciemny, wielki, ogrodzony wysokim kamiennym murem, przez które nie mógł zobaczyć wszystkiego. Z jednego boku był obrośnięty pnączem które nadawało staromodnego i spokojnego klimatu, do tego widział jeszcze parę rzeźb jakichś aniołów, ale to mało go interesowało. Wróci "na jawę" i podszedł do Zadkiel'a po czym zapytał.
- Jak ja mam z nimi rozmawiać, przecież ich nie rozumiem - chłopak patrzył na niebieskowłosego z zaniepokojeniem, ale ten uśmiechnął się tylko i złapał go za ramię
- Dobrze, że mi przypomniałeś bo bym zapomniał - drugą ręką złapał go za policzek i wypowiedział jakieś zaklęcie - teraz wypij to - dał mu jakąś fiolkę z zielonym płynem, chłopak popatrzył z obrzydzeniem i na jeden raz wypił wszystko
- O łe co to jest ? - zapytał krzywiąc się i ocierając swoje usta ręką
- Teraz już będziesz umiał mówić we wszystkich językach nieba, ziemi i niektórych piekła, więc nie masz się co martwić - uśmiechnął się i ruszył przed siebie - Co tak stoisz ? Może mam cię ponieść - zażartował, a chłopak zrobił głupią minę i ruszył za nim. Wyglądał zabójczo w tym stroju plus jeszcze te okulary. Weszli do środka, ich oczom ukazał się bogato zdobiony korytarz z wielkimi schodami obitymi dywanem. To było ja rezydencja milionera tylko tysiąc razy większe i z salami szkoleń praktycznych jak i teoretycznych, stołówką i wielką salą obradową. Isaac był tak zafascynowany, że nie zauważył jak weszli do kolejnego pomieszczenia. Po chwili ujrzał mężczyznę siedzącego przy biurku ze stosem poukładanych papierów.
- Witam, w czym mogę pomóc ? - zapytał z poważną miną
- To jest nowy uczeń - powiedział równie poważnie Zadkiel. Mężczyzna zlustrował go całego po czym wstał i podszedł do nich
- Ah tak, więc chodź ze mną, a pan niech pójdzie na dół do recepcji i poproś o klucz dla nowego ucznie, wskazać bagaże i poczekać tam na mnie - powiedział i poszedł w swoją stronę wraz z chłopakiem. Przez całą drogę szli w milczeniu, aż w końcu mężczyzna zapukał i otworzył drzwi.
- Dzień dobry, dyrektorze - powiedział blond włosy nauczyciel o zielonych oczach, wstał z krzesła i oparł się o stół, odkładając na bok książkę.
- Od dziś macie w klasie nowego ucznia....
chyba się nie obrazisz ja będę pisać imiona tak jak ty, bo masz rację tak wygląda ładniej, ale jak ci to przeszkadza w kom. a zmienię i nie pisz więcej, że "tracę swój cenny czas", ba ja jestem zwykłym typem zapewne tak samo jak ty i reszta tego świata więc jestem tyle samo warta co inni. Żeby ni było nieporozumień jak pisałam to wyżej to nie byłam zła albo coś :) Jak będą jakieś informacje niezgodne z poprzednimi rozdziałami to piszcie w komentarzach, bo do tego opowiadania miałam tyle pomysłów, że nie wiem co napisałam a co nie.
Komentujcie :)
Kira
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Isaac zaczął się budzić czując lekkie pieczenie w okolicach łopatek. Leżał na brzuchu z rękami wyprostowywanymi po obu jego stronach. Poruszał leniwie głową, która wraz z resztą ciała spoczywała na płaskiej i twardej powierzchni. Nagle poczuł jak coś rwie go po kościach w miejscu wcześniejszego pieczenia, podniósł się gwałtownie podpierając się rękoma. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się wraz z Zadkiel'em w gabinecie lekarskim w swoim domu. Na jego twarzy pojawiła się ulga i powrócił do pozycji leżącej tym razem kładąc się na dłoniach, które zaczął zaciskać kiedy jego opiekun ponowił wcześniejszą czynność.
- Co robisz ? - zapytał spokojnie blondyn wpatrując się w niebieskookiego.
- Zmieniam ci opatrunek, nie widać ? - odpowiedział niebieskowłosy, który był zły na chłopaka, że naraził się na kolejne niebezpieczeństwo
- Widać, ale dlaczego zdzierasz mi kości ? - Isaac wymruczał lekko żartobliwie chcąc poprawić nieco humor Zadkiel'owi co mu cię jednak nie udało.
- Bo po tylu dniach rany ci się nie zabliźniają, a ja muszę jak już mówiłem zmieniać ci opatrunki, które przyklejają się do skóry. A co do ran to masz głębokie zagłębienia w miejscu zakorzenienia skrzydeł przez co nie możesz ich wysuwać chyba, że " zdzieranie ci kości " nie bolało aż tak bardzo - powiedział i zarzucił złowieszczy uśmieszek.
Tak dla wyjaśnienia te "zakorzenienie" skrzydeł to było miejsce pod skórą w okolicach łopatek, w którym kości ciała były splecione "korzeniami" wraz z kościami skrzydeł, które po śmierci anioła oddzielały się od reszty i był palone w sposób uroczysty lub w wypadku silniejszych osobistości były przechowywane w kryptach do których tylko nieliczni mieli dostęp.
- To chyba jednak zrezygnuję, skoro wytrzymałem tyle dni to wytrzymam jeszcze... - przerwał - ile ? - zapytał lekko zdezorientowany i zdziwiony
- Myślę, że po jakichś dwóch tygodniach wszystko wró... - nie dokończył, bo mały wtrącił mu się
- Nie, ile już tak leże ? - Isaac był tego bardzo ciekawy zwłaszcza, że nie pamięta do końca co się tak naprawdę stało. Wiedział, że przebił ciało Lucyfer, ale nie wiedział czy on dalej żyje, czy tamten demon żyje i po tym co się stało czy i jeżeli tak to kto zginął - Ojciec... - wyszeptał, ale tak że Zadkiel usłyszał
- Na tym oto łóżku, pod moją całodobową opieką spędziłeś dokładnie cztery dni, a co do ojca to nic mu się nie stało zresztą tak jak całej reszcie - uśmiechnął się lekko widząc troskę w oczkach swojego podopiecznego - Uff, kamień z serca, bo śmierć głowy rodziny to akurat ostatnia rzecz jakiej bym chciał - blondyn odetchnął z ulgą.
- Dobrze by było jakbyś wstał - powiedział Zadkiel podchodząc w tym samym czasie do stolika i biorąc z niego czyste opatrunki po czym wrócił do chłopaka, który nic nie powiedział tylko pokręcił kapryśnie oczami - Podnieś ręce - powiedział do Isaac'a, który już stał przed nim i wykonywał posłusznie polecenie. Niebieskowłosy owinął go bandażem, kazał mu się wykąpać i ubrać u czyste ciuchy. Chłopak miał na sobie czerwony top, który wystawał spod rozsuwanej, czarnej bluzy z kapturem. Do tego jeszcze białe, podarte jeansy i szare podchodzące pod czerń, sznurowane buty do łydki przypominające nieco glany tylko, że nie miały tak wysokiej koturny i były dużo węższe. Isaac po zawiązaniu butów przejrzał się w lustrze i uznał, że nie jest aż tak źle. Co prawda wyglądał super sexy, ale nigdy jakoś nie liczyło się dla niego ubrania o ile nie było zbyt skąpe czy za bardzo ciepłe. Stał i patrzył na siebie, lecz po chwili odruchowo pomasował się po krtani i wzdrygnął lekko gdy ujrzał, że czegoś brakuje. Zaczął patrzeć po stołach, szafkach i nawet po ziemi w poszukiwaniu jego skarbu.
- Tego szukasz ? - Isaac momentalnie się obrócił i ujrzał opierającego się do róg drzwi ojca, który trzyma w dłoni jego skarb, którym był krzyż z czarnego złota ozdobiony na każdym końcu i na środku jasno fioletowymi kamieniami. Mały wstał i z ulegle opuszczoną głową podszedł do Gabriela.
- Tak, więc czy mógłbyś mi to oddać ? - pomimo, że dosłownie wypluł całe zdanie, to pamiętał o szacunku wobec ojca, nie śmiał spojrzeć mu w oczy. Sądził, że tak będzie najlepiej, ale nie wiedział, że robi coś niepotrzebnego.
- Haha, kto cię tego nauczył co? - mały poczuł się urażony, zadrwiono sobie z niego i zbrukano jego godność. Wściekł się, wyrwał ojcu swój krzyż i szybkim krokiem wyminął go
- No już dobrze, nie złość się tak. Musisz w końcu ich poznać.... czekają na ciebie w salonie - na ostatnie słowa Isaac'owi serce mocniej zabiło. Nie ze strachu lecz ze zdenerwowanie. Ruszył w stronę pokoju dziennego, a jakieś trzy metry za nim Gabriel.
Kiedy znalazł się przed drzwiami chwilę się zawahał, czuł jak miękną mu nogi a oddech staje się płytki. W końcu przemógł się i pociągnął za klamkę, popychając szybko drzwi. Od razu poczuł na sobie te wszystkie spojrzenia, których było co prawda nieco więcej niż się spodziewał.
- Wejdź do środka mój synu - Isaac poczuł jak od samego czubka głowy aż do stóp przeszedł go zimny dreszcz, kiedy ojciec szeptał mu do ucha. Westchnął i rzucił wzrok na ścianę po prawej po czym wszedł do środka - Siadaj - białowłosy wskazał mu miejsce na fotelu obok siebie.
- A więc Isaac, ten oto białowłosy o zielonym spojrzeniu to mój najstarszy syn, jest lekko chłodnawy, ale jest dobrym i rozsądnym bratem. Więc jak mnie nie będzie w pobliżu to możesz zwracać się do niego z każdym problemem. To jest mój drugi syn, Ithan - pokazał na niebieskookiego o długich brązowych włosach - jest mądry i uczciwy, więc nie musisz się bać powierzyć mu jakąkolwiek tajemnicę. To jest Sitael - pokazał na fioletowookiego o takim samym spojrzeniu - jest on... - nie dokończył widząc spojrzenie fioletowookiego, zaśmiał się do siebie i stwierdził, że przedstawienie się po imieniu wystarczy - Raziel - pokazał na różwowowłosego o jasno zielonych oczach - Akihito - żółte oczy i włosy - Anhel - szarowłosy o czerwonych oczach -Cambriel - niebieskooki o białych włosach - Tsatkiel - fioletowo włosy o jasno fioletowym spojrzeniu - Rejel - fioletowe włosy i niebieskie oczy - Elemiach - niebieskooki o takich samych włosach - ich już znasz - wskazał na Kire, Seliach'a i Mikael'a - więc nie ma potrzeby was przedstawiać, teraz porozmawiajcie sobie a ja zaczekam za drzwiami - Isaac ruszył wzrokiem za Gabrielem do chwili zniknięcia za drzwiami, spojrzał na braci i ich obojętne miny. Nie wiedział w ogóle jak ma się zachować, co powiedzieć, chciał zdobyć o nich więcej informacji, ale był za bardzo zawstydzony przebywaniem w ich obecności. W końcu byli wojownikami od paru do kilkunastu lat, a on był małym, niedoświadczonym czternastolatkiem. Od dziecka nasłuchał się o ich dokonaniach i to mu tak bardzo imponowało, że chciał stać się tak samo silny jak oni, chciał pokazać, że jest godzien swojego rodu, że stanie się świetnym obrońcą nieba i będzie walczył z demonami, nie wiedział jednak, że tak szybko to nastąpi.
- Od kiedy ty taki cichy jesteś, co mały ? - zapytał Cambriel. Isaac siedział z głową opuszczoną w dół, ale na pytanie podniósł swoje zmęczone oczy i spojrzał na brata. Bolały go całe plecy, głowa i lewe ramię, które masował prawą ręką opartą o stół. Najchętniej położyłby się teraz spaś do swojego cieplutkiego i miękkiego łóżka i obudził za dwa dni - Ha kto by pomyślał, że taki grzeczny z ciebie chłopczyk. Nie powiedziałbym, że zebrałeś w sobie tyle odwagi na walkę z demonem... Pff co ja gadam nie uwierzyłbym, że jesteś w stanie utrzymać miecz w tych swoich malutkich rączkach - blondyn nie miał siły go słuchać, a co dopiero odpowiadać więc oparł głowę o swoje ramię i położył się na stół. Czuł jak oczy mu się zamykają, kiedy nagle niebieskowłosy chłopak wyglądający na mniej więcej tyle samo lat co on usiadł okrakiem na jego kolanach. Isaac był zaskoczony co było widać na jego twarzy kiedy wrócił do pozycji siedzącej.
- Coś nie tak, że masz taką minę ? - Blondyn rzucił okiem na nogi niebieskowłosego i z powrotem popatrzył mu w oczy unosząc lewą brew - Ah więc o to ci chodzi, nie martw się wiem co on ci zrobił braciszku i nie mam zamiaru tego powtarzać więc nie masz się co martwić - Isaac zacisnął ręce w pięść na co niebieskooki się uśmiechnął i dłonią nakierował jego twarz w swoim kierunku - ale przyznam, że słodki jesteś z tą miną - drugą ręką zaczął bawić się jego włosami - aż chciałbym cie zjeść
- Wrrrr - warknął Rejel, na co niebieskowłosy tylko się uśmiechnął i pchnął Isaac na siedzenie chcąc zrobić nazłość swojemu partnerowi. Udałoby mu się to gdyby nie to, że blondyn poczuł przeszywający ból w plecach i błyskawicznie wstał chwytając brata za rękę, którą trzymał jego twarz i rzucił nim o ziemią sycząc głośno.
- Elemiach - krzyknął Rejel podbiegając do niego - nic ci nie jest - chłopak przytaknął mu, a ten od razu spojrzał na blondyna, który im się przyglądał i czuł się trochę winny - ty.... - niebieskowłosy przerwał mu
- Daj mu spokój Rej, nic mi nie jest więc przystopuj trochę - powiedział chłopak, a fioletowo włosy pomógł mu wstać. Isaac rzucił mu jeszcze puste spojrzenie i ruszył w kierunku drzwi.
- Ty... - powiedział Mikael uderzając chłopaka w policzek - nie nauczono cię dobrego zachowania ? Jeżeli nie to ja chętnie się tym zajmę. Jesteś rozpuszczonym, głupim i nic nie wartym bachorem. Zachowujesz się jak nie wiadomo kto kiedy tak naprawdę nie jesteś nikomu potrzebny, wręcz przeciwnie nic tylko ciągle sprawiasz jeszcze większe problemy. Nigdy nie będziesz moim bratem. Najlepiej byłoby jakbyś się nigdy nie urodził, jesteś jedną wielką pomyłką i .... - przerwano mu
- Mikael przestań. Nie widzisz, że to jeszcze dziecko. Pozwól mu się przystosować, w końcu nic wielkiego się nie stało - powiedział spokojnie najstarszy z braci
- Nie on ma rację ! - podniósł głowę i mówił dalej ze smutnym uśmiechem próbując ukryć jak bardzo słowa Mikael'a go zabolały - Wiem, że jestem największym błędem Boga, tchnął we mnie życie, ale nie otrzymał nic w zamian poza rozczarowaniem. Dzieciak, który ma wszystko, a i tak narzeka, cóż za niewdzięczność. Nie zasługuje nawet na śmierć, która byłaby dla niego ukojeniem. Chłopak nic nie warty, niepotrzebny nie zostawi po sobie żadnego śladu poza bólem, nie był warty duszy, tego świata ani śmierci. Dlatego zgadzam się z tobą, nie powinienem się nigdy narodzić - chłopak spoważniał, a raczej zesmutniał, przynajmniej jego twarz pozbawiona uśmiechu sprawiała takie wrażenie. Wszyscy patrzyli na niego z lekkim bólem, sami to przechodzili, byli wychowywani w taki sam sposób jak on, tyle że ich samotność trwała krócej, bo pomiędzy ich trzynastką największy okres samotności przeżył Mikael, bo do czasu jego urodzenia wtedy najmłodszy Rejel miał już 19 lat i opuścił dom w którym się wychował, a po 11 latach narodził się Seilah przerywając samotność Mike, która jednak zostawiła po sobie widoczny ślad. Poza tym nie miał swojego partnera tak jak pozostali i nie mógł z nikim szczerze porozmawiać, przez co był zamknięty w sobie i nie lubił obcych. Jednak nie wiedzieli, że z Isaac'iem jest aż tak źle, nie ma w nim najmniejszej chęci do życia, nie okazuje w ogóle uczuć pomijając "maskę" którą nosi na co dzień.
- O czym ty mówisz, to nie prawda - powiedział zdziwiony i wręcz wzburzony Ithan
- Wierzysz w to co powiedziałeś ? - wrzasnął Isaac, wpatrywał się w oczy brązowowłosego z żalem, lecz po chwili westchnął z wyczuwalną rezygnacją. Opuścił lekko głowę i szedł w stronę drzwi - Odpowiedz mi jak poznasz moja prawdziwą osobowość - powiedział spokojnie i wyszedł mijając bez żadnej reakcji Gabriela, który stał zaraz za drzwiami opary o ścianę. Białowłosy wszystko słyszał i wiedział, że chłopak potrzebuje czasu, którego jednak nie mógł dostać więcej niż jeden dzień. Będzie mu ciężko, ale takie jest życie i nic nie można na to poradzić.
Isaac szedł przez liczne korytarze, aż w końcu dotarł do swojej ulubionej sali - sali treningowej. Za miesiąc kończy czternaście lat i będzie mógł zacząć swoje dwuletnie przygotowania i zacznie chodzić do szkoły. Jednak kochał to pomieszczenie dlatego iż był stąd najlepszy widok na miasto i jego mieszkańców. Dzięki temu nie czuł się tak samotny. Uwielbiał obserwować innych, a po tak długim czasie wykonywania tej czynności było to dla niego normą. Najchętniej usiadłby na najwyżej położonym oknie, jednak nie mógł tego zrobić ponieważ dostać się tam mógł tylko i wyłącznie za pomocą skrzydeł, których tak jakby na tą chwilę ich nie posiadał więc usiadł na najniższy parapet i nawet się nie zorientował kiedy zasnął rozmyślając o słowach Mike, które z każdą sekundą przynosiły coraz więcej bólu. Rękami trzymały kolana i oparta na nich głowę, którą skierował w stroną obrazu na przeciwnej ścianie. Przedstawiał on jakąś walkę, co prawda było tam więcej znaków, których znaczenia nie znał niż jakichś konkretnych postaci, przynajmniej tak mu się wydawało. Po jakichś dwóch godzinach usłyszał jakieś głosy i urywki rozmów, jednak wszystko mu się zlewało i nie był pewny kto mówił jaką część - Nie da rady.... jest jeszcze za młody....za mało czasu... ale już go widzieli... zaczną polować....przemyśl to jeszcze.... jego rany....Isaac zginie - mniej więcej tyle usłyszał i tyle mu wystarczyło żeby go obudzić. Zobaczył ojca, opiekuna i wszystkich braci z wyjątkiem Mikael'a.
- Nic ci nie jest ? - zapytał Zadkiel, chcąc zmienić temat, który najwidoczniej działał na niego drażniąco - mówiłem ci żebyś uważał - nie pozwolił chłopakowi odpowiedzieć - wstawaj - powiedział z lekkim zmęczeniem i rozczarowaniem, po czym podszedł do szafki w kącie i wyciągnął bandaże. Błyskawicznie znalazł się przy Isaac'u i zaczął ściągać mu koszulkę jednak ten złapał go za rękę, nie chciał bowiem pokazywać jaki jest słaby przed nim - Co jest ? Przecież muszę ci zmieni ci opatrunek - no i poddał się, wiedział że z opiekuńczością Zadkiela nic nie może się równać, westchnął lekko i ściągną koszulkę na której była najprawdopodobniej jego krew. Obrócił się rękami przodem do ściany i mocno zacisnął zęby kiedy niebieskowłosy kończył odwiązywać stary bandaż wiedząc, że teraz najgorsza część. Głucho jęknął z bólu kiedy przy końcu Zadkiel mocno pociągnął za opatrunek odrywając go, sięgną po jakieś narzędzi przypominające szczypce tylko, że miało na końcu dwa haczyki. Włożył mu je do rany wyciągając zakrwawiony materiał. Isaac oddychał ciężko i do tego było mu strasznie gorąco - Anhel, Akihito potrzymajcie go - blondyn wzdrygnął się, ale tylko tyle bo był trzymany w pasie przez Akihito i za ręce przez Anhel'a - Spokojnie Isaac, tylko spokojnie - powiedział opiekun i oblał całe plecy wodą utlenioną. Mały wydłużył kły i zaczął ryczeć, wił się, rzucał, po prost nie mógł się uspokoić do czasu aż stracił siły. Opierał się teraz o ramię Akichito, który chwycił go mocniej gdy ten się zachwiał. Wystarczyło kilka oddechów kiedy tak jakby odzyskał "świadomość". Momentalnie odepchnął brata od siebie i usiadł w kącie trzęsąc się z zimna, w tej chwili nie ufał nikomu - Zostawcie go - spojrzeli w stronę Zadkiela - najlepiej byłoby gdybyście wyszli i poczekali chwile przed drzwiami, wszyscy - opiekun zlustrował Gabriela
- Skoro tak uważasz, chodźcie - odparł białowłosy
- Nie zgodzę się z tobą Zadkiel, pozwól że ja z nim zostanę podczas gdy wy opuścicie salę - odpowiedział Anhel, bowiem blondyn przypominał mu siebie za dawnych czasów, sam pamięta jak był dziki, nieufny i samotny do czasu aż nie spotkał Akihito, który pokazał mu wszystko z całkiem innej perspektywy niż do tamtego momentu. Wiedział jak bardzo mu to pomogło i chciał pomóc bratu - nie martw się, wiem co robię - spojrzał na swojego partnera, który martwił się bo wiedział co blondyn wcześniej zrobił pod wpływem strachu, a nie chciał aby stała się krzywda jego maleństwu - idź - Anhel został sam z Isaac'iem, usiadł na parapecie naprzeciwko niego.
- Boisz się prawda ? - blondyn od razu spojrzał na niego - strach przejmuje kontrolę nad całym twoim ciałem, w końcu trafia do umysłu i niszczy cię od środka, zupełnie jak narkotyk, którego nie możesz się wyzbyć. Czego się boisz ? Śmierci, bólu, samotności... - zapytał z hipnotyzującym głosem i podszedł trochę do chłopaka -...a może miłości, przyjaźni, bliskości - mówił wolno robiąc chwilowe przerwy - czy niezrozumienia, porzucenia, zdrady - przerwał - a więc trafiłem - dodał ciszej widząc jak chłopak zjechał wzrokiem na okno. Miał racje Isaac nie bał się miłości, ale odrzucenia, nie bał się przyjaźni a zdrady, nie bał się bliskości lecz niezrozumienia. Sądził, że jedyne co jest w stanie zrobić to ranić i sam tylko na to zasługuje, ale bał się tego bardziej niż śmierci czy tortur. Bowiem ból psychiczny był dla niego niezrozumiały rany, króre zostawiał nigdy się nie goją lecz krwawiły jeszcze bardziej - Pamięta, że jesteś silny i od teraz nie jesteś już sam, masz nas - klęknął przed nim i ujął jego twarz w dłonie, patrzył mu w oczy - strach i samotność zostawiły po sobie ślad - nieufność. Jesteś jak popsuta zabawka, której nikt nie mógł naprawić aż do dziś. Nie wiem jak ty to widzisz, ale nie jesteśmy aż tacy źli jak ci się zdaje. Można powiedzieć, że przeszliśmy trochę i nie czujemy się dobrze w nowym towarzystwie, ale to tylko kwestia czasu. Zaufaj mi, nam a nauczymy cię pozbycia się strachu. Isaac proszę - miał błagalny i zatroskany wzrok podobnie jak blondyn. Prawda nie ufał mu, a raczej nikomu z nich ale postanowił zaryzykować. Westchnął i pokiwał głową na zgodę. Anhel wstał.
- Pomogę ci - wystawił do niego rękę, którą zlustrował Isaac, ale nie korzystając z pomocy. Sam odepchnął się od ziemi rękami, jednak zrobił to za szybko, bo kiedy stał to zrobiło mu się słabiej i upadłby gdyby szarowłosy go nie złapał.
- Nic ci nie jest ? - zapytał owijając sobie jego rękę wokół szyi, jednak nie na długo, bo blondynek odsunął się od niego - Dobra bez dotykania, ale za to pójdziesz teraz ze mną do ojca i chwilę wysłuchasz co ma ci do powiedzenia okej ? - oznajmił z lekkim uśmieszkiem na twarzy
- Niech ci będzie - wymamrotał wywijając oczami. Po chwili drzwi do sali otworzyły się i wszyscy, którzy stali za drzwiami weszli do środka. Gabriel niemal od razu przeszedł do sedna.
- A więc powiem krótko, po tym co zrobiłeś możesz zostać celem demonów. Dlatego też od jutra zaczniesz uczęszczać do szkoły Armi Boga. Jest to co prawda niespotykane żeby czternastolatek uczył się na wojownika jednak powiedzmy że wiek to małe niedociągnięcie i nauczyciele przymknął na to oko. Dla jasności nie pytam czy chcesz tam jutro pójść po prostu masz iść. Rzecz jasna nie będziesz sam, bowiem twoi bracia na zmianę uczą parę godzin dziennie w tej szkole, co prawda nie codzienni ale zazwyczaj. Po za tym Zadkiel na jakiś czas będzie z tobą w końcu wie jak zająć się twoimi ranami. Rzeczy masz już spakowane więc nie kłopocz sobie tym głowy, a teraz idź wypocząć, jutro wstajesz o świcie - uśmiechnął się widząc zaskoczoną minę chłopca, jednak wiedział że zrobi co powinien nie narzekając przy tym zbytnio i miał rację, bo Isaac skiną głową i udał się do swojej sypialni. Zobaczył na zegarku że jest dopiero ósma, ale był zmęczony i musiał jutro wcześniej wstać więc rozebrał się po czym założył krótkie spodnie od piżamy i położył się spać. Przykrył jeszcze do prawie połowy swoje nagie plecy kołdrą i nie wiedział nawet kiedy zapadł w miły i odprężający sen po tym stresującym i wyczerpującym dniu.
***
Była 4 rano, kiedy Zadkiel wszedł do pokoju chłopaka by go obudzić. Zaśmiał się kiedy zobaczy, że chłopak śpi jak zabity i to jeszcze w takiej pozycji. Nie dość, że nogi miał na poduszkach to jeszcze jedną z nich tak jak i prawą ręką miał na ziemi. W dodatku te rozczochrane włosy. Normalnie jakby dwie godziny temu położył się spać po dwu dniowej imprezie. Mimo to wyglądał słodko i aż szkoda było go budzić, jak mus to mus. Zadkiel podszedł do łóżka i pochwycił budzik, zaczął wciskać jakieś tam guziki, odłożył go po czym z uśmiechem usiadł w fotelu.
- Trzy, dwa, jeden...drrrrrrr - zadzwonił budzik, był tak głośny, że chłopak otrząsnął się i chciał go wyłączyć sięgając ręką, ale że był na skraju łózka spadł na ziemię
- Cholera jasna - pogłaskał się po głowie - Zadkiel co to ma być ? - zapytał kiedy ten się zaśmiał.
- Było mi tak szkoda cię budzić, że wyręczyłem się budzikiem - znów się uśmiechnął, po czym podszedł do Isaac'a i podniósł go
- Ała, kurwa mać - skrzywił twarz
- Ej, przystopuj trochę. Co to za słownictwo? - spoważniał lekko - masz godzinę do wyjazdu, ale za pół godziny masz zejść na dół, wykąp się, ubierz, a jak przyjdziesz to zjesz śniadanie, umyjesz żeby i jedziemy. Po pół godzinie Isaac zszedł na dół. Miał na sobie czarne, potargane spodnie z białym paskiem, takiego samego koloru koszulkę z białym krzyżem i oczywiście jeden ze swoich cennych naszyjników. Podszedł do lustra, fioletowy krzyż owinięty kolcami wyciągną spod bluzki i dodał jeszcze okulary przeciw słoneczne. Chwycił bordową bluzę i skierował się do kuchni.
- No jesteś wreszcie już miałem po ciebie iść, jedz szybko i wychodzimy - powiedział pośpiesznie Zadkiel dając mu talerz z kanapkami i jajka na miękko. Chłopak zjadł umył zęby, założył kolejne glany, tym razem bordowe pasujące do bluzy. Wyszedł z domu i wsiadł do czarnego samochodu obok opiekuna. Całą drogę spędził wgapiając się w świat za oknem, który bardzo mu się podobał. Te lasy, jeziora, góry, łąki i do tego jeszcze piękna, bezchmurna pogoda. Po jakichś czterech godzinach byli na miejscu, wywnioskował to z tego, że stanęli a jego walizki były wyciągane przez szofera. Wysiadł wraz z opiekunem i znieruchomiał kiedy zobaczył cały budynek z piękną fontanną na środku podjazdu. Ciemny, wielki, ogrodzony wysokim kamiennym murem, przez które nie mógł zobaczyć wszystkiego. Z jednego boku był obrośnięty pnączem które nadawało staromodnego i spokojnego klimatu, do tego widział jeszcze parę rzeźb jakichś aniołów, ale to mało go interesowało. Wróci "na jawę" i podszedł do Zadkiel'a po czym zapytał.
- Jak ja mam z nimi rozmawiać, przecież ich nie rozumiem - chłopak patrzył na niebieskowłosego z zaniepokojeniem, ale ten uśmiechnął się tylko i złapał go za ramię
- Dobrze, że mi przypomniałeś bo bym zapomniał - drugą ręką złapał go za policzek i wypowiedział jakieś zaklęcie - teraz wypij to - dał mu jakąś fiolkę z zielonym płynem, chłopak popatrzył z obrzydzeniem i na jeden raz wypił wszystko
- O łe co to jest ? - zapytał krzywiąc się i ocierając swoje usta ręką
- Teraz już będziesz umiał mówić we wszystkich językach nieba, ziemi i niektórych piekła, więc nie masz się co martwić - uśmiechnął się i ruszył przed siebie - Co tak stoisz ? Może mam cię ponieść - zażartował, a chłopak zrobił głupią minę i ruszył za nim. Wyglądał zabójczo w tym stroju plus jeszcze te okulary. Weszli do środka, ich oczom ukazał się bogato zdobiony korytarz z wielkimi schodami obitymi dywanem. To było ja rezydencja milionera tylko tysiąc razy większe i z salami szkoleń praktycznych jak i teoretycznych, stołówką i wielką salą obradową. Isaac był tak zafascynowany, że nie zauważył jak weszli do kolejnego pomieszczenia. Po chwili ujrzał mężczyznę siedzącego przy biurku ze stosem poukładanych papierów.
- Witam, w czym mogę pomóc ? - zapytał z poważną miną
- To jest nowy uczeń - powiedział równie poważnie Zadkiel. Mężczyzna zlustrował go całego po czym wstał i podszedł do nich
- Ah tak, więc chodź ze mną, a pan niech pójdzie na dół do recepcji i poproś o klucz dla nowego ucznie, wskazać bagaże i poczekać tam na mnie - powiedział i poszedł w swoją stronę wraz z chłopakiem. Przez całą drogę szli w milczeniu, aż w końcu mężczyzna zapukał i otworzył drzwi.
- Dzień dobry, dyrektorze - powiedział blond włosy nauczyciel o zielonych oczach, wstał z krzesła i oparł się o stół, odkładając na bok książkę.
- Od dziś macie w klasie nowego ucznia....
Nie widzę żadnego powodu do tego, bym miała się obrazić. Nie ukrywam, że cieszę się, iż jednak zdecydowałaś się pisać imiona w tej sposób. W takiej formie prezentują się zdecydowanie lepiej i estetyczniej. Wiem, że jesteś takim samym człowiekiem, jak ja i inni. W moim odczuciu użycie słów "cenny czas" było odpowiednie, ponieważ czas każdego z nas jest cenny. Nigdy nie wiesz co może się zdarzyć, więc liczy się każda minuta naszego życia. Dobrze, już nie będę tak pisała, skoro nie chcesz. Nie przejmuj się. Czytając twoją odpowiedź na mój komentarz, nie wyczułam w niej złości, więc nie wiem dlaczego przyszło Ci coś takiego do głowy. Po prostu ładnie poprosiłaś, abym nie używała już wcześniej wspomnianych słów. ≧◠◡◠≦ Tak bardzo się cieszę, że pojawił się nowy rozdział. Gdy tylko ukazał się moim oczom, rzuciłam wszystko co robiłam do tej pory i zasiadłam do biurka z szerokim uśmiechem zaczynając czytać i stopniowo zatapiać się w tym fantastycznym rozdziale. Dziękuję za dodanie ciągu dalszego, ponieważ zaczęło brakować mi tego opowiadania, a oczekiwanie na kolejny rozdział wręcz mnie zabijało. Ale na szczęście już jest. Świetny rozdział, słońce za oknem i mrożona kawa. Czego do szczęścia więcej potrzeba? Kurczę, strasznie szkoda mi Issac'a. Mikael jest wkurzający. Powinien liczyć się z uczuciami innych, zwłaszcza, że jego słowa poruszyłby nawet osobę bez serca. Przy takim bracie, moja samoocena sięgnęłaby dna dna. Mógłby wziąć również pod uwagę to, że Issac jest tylko dzieckiem. W pewnym momencie miałam ochotę go rozszarpać. Smutno jest mi również dlatego, że zbyt wiele osób nie wierzy w naszego małego blondynka. Mam nadzieję, że kiedyś im pokaże jak bardzo się mylili. Stanie się wojownikiem, który siłą i możliwościami przerośnie swoich braci. Trzymam za to kciuki. Spodobał mi się Anhel. Jako jedyny pocieszył Issac'a w momencie, w którym najbardziej tego potrzebował. Ten gest był wystarczający by zacząć pałać do niego sympatią. Pomysł z tą szkołą był świetny. Issac będzie miał możliwość rozwinięcia się, a to powinno sprawić, by wreszcie uwierzył w siebie. Swoją drogą...Swoim wyglądem zapewne wzbudzi sensacje w tej szkole. Jest taki śliczniutki. ♥ Mam ochotę sprzedać Ci kopa za to, że skończyłaś w takim momencie. A ja głupia się tak wkręciłam! No wiesz co? Ze względu na to, że rozdział był cudowny, opanuję chęć zrobienia Ci krzywdy i zamiast tego, wzbiorę w sobie pokłady cierpliwości. Które zresztą przydadzą mi się w oczekiwaniu na następny rozdział, który z pewnością będzie równie fantastyczny co ten powyższy. (ʃƪ ˘ ³˘)
OdpowiedzUsuń- Mei. (Dawniej Chou)
Boże. Boże. BOŻE.
UsuńDopiero teraz zauważyłam ten powtarzający się błąd. Powinno być "Isaac", a ja przez cały czas pisałam "Issac". To pewnie przez moje pewne przyzwyczajenie. Proszę, wybacz mi ten błąd. (╥﹏╥)
Ha nie mogę z ciebie, nawet nie wiesz jak poprawiasz mi humor tym co piszesz. Szczerze to sama nie zauważyłam tych błędów, ale i tak nie szkodzi możesz pisać tak dalej. Do twoich komentarzy mam tak jak ty do moich rozdziałów czytam je z wielkim uśmiechem, aż chce się pisać. Jakbym mogła to codziennie bym coś pisała i to ze względu na ciebie.
UsuńKira n_n
ciudo, po prostu ciudo :)
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz ile jak ja bardzo chciałam przeczytac nowy rozdzial a tu prosze jest kolejny :P
Zyczę weny i czekam na więcej :D
Mika
Dzięki, sama znam to uczucie kiedy po tak długim oczekiwaniu jest kolejny rozdział opowiadań które czytam i cieszy mnie to, że ktoś tak czuje się po moich wypocinach.
UsuńKira :D
Historia bardzo mi się podoba. Szczególnie uwielbiam główną postać i jego charakterek. Podoba mi się również, że pomimo dość popularnego zarysu historii, ty dodajesz do niej naprawdę oryginalne wątki i zachowania bohaterów. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy będzie nowy rozdział!? ;; ;;
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńIssacak poznał resztę swoich braci, no trochę to nie miłe spotkanie, ach w końcu zaczyna się uczyć w akademii..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
wee... nie lubię czytać o szkołach :/
OdpowiedzUsuńRozdział taki sobie, poprzednie wydawały się być przyjemniejsze. To wina szkoły. Szkoła to zUo...
weny :3
Rozdziały niezły, chociaż w głowie kłębi mi się tylko jedno pytanie: Co się stało z Luną oraz jak oni teraz będą razem?!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakoś im się uda, bo mocno im kibicuję.
Co zaś do braci, to naprawdę są fajowi ^^
Chciałabym mieć stadko, przystojnych starszych braci, którzy chcą się mną zaopiekować, a tak poza tym to dobry rozdział, noo.